/początek
Samochód zatrzymał się przed wejściem. Wysiadła z niego elegancko ubrana kobieta. Jednak ci, co znają panią Smith mogliby powiedzieć, że w porównaniu do tego, jak zazwyczaj się ubiera, dziś wyglądała raczej... Ascetycznie. Porzuciła swój ukochany czarny kolor na rzecz białych spodni i białej bluzki bez rękawów.
W końcu w niektórych kulturach biały to kolor żałoby.
Wiecznie obwieszona jak choinka, dzisiaj założyła tylko kolczyki i wisiorki do kompletu. Żadnych błyszczących pierścieni, brzęczących bransoletek, kopertówek w ostrym kolorze. Oddała kluczyki obsłudze hotelu, zdjęła okulary z nosa i wsunęła je na głowę, przytrzymując nimi blond włosy. Weszła do lobby i od razu zauważyła swojego męża i... Ją. Podeszła do nich pewnym krokiem, patrząc wprost na rudzielca. Zatrzymała się przed kobietą, znacznie nad nią górując i chwilę patrzyła na nią intensywnie, nie odzywając się.
- Dziękuję. - Powiedziała w końcu. Była poruszona, ale próbowała to ukryć. Nie ważne, kim była Autumn na co dzień - nie w tym momencie. Teraz była kobietą, która uratowała życie jej ukochanego męża. Debbi spojrzała w dół i chwyciła dłoń Seymour. - Dziękuję. - Powtórzyła i kiwnęła głową. Wciągnęła głośno powietrze i otrząsnęła się z emocji.
- I gratuluję. - Dodała, wskazując na brzuch. Ton głosu nabrał lekkości. - Który to miesiąc? - Zapytała, stając obok fotela na, którym siedział mąż. Położyła mu dłoń na ramieniu i przejechała po nim palcami. Kojący fakt, że wciąż siedział tam żywy.