Rita podjechała do warsztatu. W końcu miała wpaść na przegląd? Kto wie, co tam się w ciągu tego tygodnia pozmieniało w… rurach i innych takich? Ona na pewno nie. Samochody były dla niej wielką tajemnicą i w sumie starczyło, żeby jechały.
Oczywiście przegląd zamierzała zrobić tylko u jednego mechanika. Ten łysy od Consueli ewentualnie by przeszedł, ale nie wszystko na raz. Musiała działać z rozwagą.
Wysiadła, poprawiła stanik i dekolt i pewnym krokiem ruszyła do środka. Setha ani śladu. Za to był staruch. Baker obciął murzynkę z zerowym zainteresowaniem i dalej grzebał w silniku jakiegoś auta.
- Przegląd mam do zrobienia – odezwała się po krótkim rozważaniu.
Sue wyprostował się, mlasnął i sięgnął po brudną ścierę, którą wytarł ręce.
- Jeszcze z godzinę mi ten zajmie, więc – urwał, patrząc na nią znacząco. Czytaj: spierdalaj, chyba, że chcesz poczekać.
Rita zrobiła niezbyt zadowoloną minę.
- Nooo, mogę poczekać. Mogę poczekać tu? – spytała zaraz potem.
- A nie możesz gdzie indziej? – warknął. Jeszcze tego brakowało, żeby mu się baba pod kołami kręciła.
- Nie mogę – odpyskowała, zakładając ręce na piersiach. I eksponując je przy tym. Baker zaczął coś warczeć pod nosem.
- A to nie jest poczekalnia! Spieprzaj, za dwie godziny możesz przyjść – przełożył ścierę z jednej ręki do drugiej.
Rita ściągnęła usta i odmaszerowała, a Baker wrócił do pracy. Grzebał zawzięcie, coś wykręcał, kable latały, żar lał się z nieba… Gdy nagle, kątem oka, zauważył, że Rita stoi z boku auta i gapi mu się na ręce.
- A co pan rooobi? – spytała z miną niewiniątka. Baker wyprostował się i wywrócił oczami.
- Won stąd! Dociera?! – krzyknął, machając w stronę wyjścia. – Pracuję – warknął.
- Łaaaał – westchnęła Rita, przechodząc parę kroczków bliżej i tłumiąc w sobie strach i obrzydzenie. Niby nie był jakiś wyjątkowo paskudny, ale… No Skittlesem to on nie był, ani nawet Sethem. I miał ze sto pięćdziesiąt lat. Przysunęła się tak blisko, że stykała się z nim ramieniem. Baker spojrzał na nią jak na idiotkę i się odsunął, machając tak łokciem, że ją przypadkiem uderzył.
Gdyby to był ktoś, kogo nie posądzałaby o trzymanie gnata w spodniach (hehehehe), to pewnie by mu oddała. Jasne, że zrobił to specjalnie. Dupek i rasista.
- Idźże kobieto, ile razy mam powtarzać?! – ryknął w końcu, aż podskoczyła. Chyba nici z szybkiego numerku na masce. Choć to byłaby najobrzydliwsza rzecz, jaką by zrobiła. Nie, nie, nie. Fuj. Ściągnęła usta i z naburmuszoną miną odmaszerowała.