Nie wiedziała co z tym wszystkim zrobić. Nagle w tym chaosie pojawiał się ktoś, kto razem ze wszystkimi złymi wspomnieniami przynosił też te dobre. Najlepsze w sumie. Takie, które potem najbardziej bolały. Ale był jakimś głupim powrotem do przeszłości i przypomniała sobie jak się wtedy czuła. Spokojnie, szczęśliwie, bezpiecznie. Potem Del roztrzaskał to w ciągu doby w pył, a teraz najwidoczniej zamierzał odbudować. Liluye nie miała pojęcia czy mu się uda. Czy kiedykolwiek będzie potrafiła mu zaufać tak, jak kiedyś. Nie sądziła. Był jedną z wielu osób, na których się w jakiś sposób zawiodła. I pierwszą, na której zawiodła się aż tak.
Dużo pustych słów. Indianka pokręciła tylko głową.
- Zamknij się - rzuciła cicho. Lubił mówić, umiał mówić, choć niekoniecznie umiał kłamać. Może to wszystko było szczere, a on po prostu nie potrafił dotrzymywać obietnic. Już się o tym przekonała. Przesunęła rękę z jego karku i objeła go obiema dłońmi w pasie. Dopiero teraz mógł poczuć jak na prawdę jest chuda, jeśli ją przytulił. Każde żebro, każdy krąg kręgosłupa, każda kostka.. starannie ukryte pod zawsze ciut większymi ubraniami. Gdy oddychała, skóra na żebrach napinała się tak, że wyglądała jakby miała zaraz pęknąć. Dobrze, że tego nie widział.
Musi sobie to wszystko przemyśleć. Ale.. potem. Później. Jak wróci do domu.