Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Parking przy wjeździe do parku i bar "Jackie"

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 7 z 8]

Mistrz Gry

Mistrz Gry
First topic message reminder :

Jeśli zamierzasz udać się na wycieczkę po parku krajobrazowym, to dobre miejsce by zacząć. Tutaj można zostawić samochód i dalej iść pieszo, jeśli ma się taką ochotę. Zwykle jest tu dość tłoczno, stoją tu nie tylko samochody osobowe, ale i wycieczkowe autokary.
Wychodząc naprzeciw potrzebom klientów, przy wjeździe do parku znajduje się niewielki bar, w którym obsługują zarówno rdzenni Amerykanie, jak i biali obywatele. Jest to drewniany budynek, wewnątrz ozdobiony indiańskimi wyrobami i wielkim, jelenim porożem. Jedzenie jest tu całkiem smaczne, szczególnie po całodniowej wyprawie!


Jonathan Harper

Jonathan Harper
- Zostawmy graty na razie w samochodzie i chodźmy do baru. Zadzwonimy jak będziemy czekać na kawę i burgera - uśmiechnął się dość już zmęczony i władował plecak i czaszkę do samochodu, czekając aż reszta zrobi to samo po czym wszyscy poszli do "Jackie"
Patolog zamówił każdemu żarełko i kawę.
- Spróbujesz zadzwonić do Victora? - zawrócił się do Liluye.

Liluye

Liluye
Lil jednak plecak wzieła ze sobą.. Za dużo cennych rzeczy w nim było.
- Jasne - usiadła i postawiła sobie plecakw nogach. Wyciagneła telefon.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Gdy trójka wychodziła z parku, nigdzie też nie mogli przyuważyć samochodu Victora, którym to jeszcze rano przyjechał z Dos. 

Jonathan Harper

Jonathan Harper
Przyszły burgery a Jon rzucił się na swojego jak serb na albańczyka i zaczął pochłaniać.
- I so? Odbieła? - zapytał Lilu z pełnymi ustami. Przełknął i kontynuował.
- Zabierzmy na razie to co mamy do siebie, poźniej się spotkamy i postanowimy co z tym zrobimy. - Kiwnął do Liluye. Ona pewnie chce oddać coś do muzeum, jak wcześniej wspominała.
W między czasie przeszukiwał wzrokiem przez okno parkin w poszukiwaniu samochodu Victora ale go nie widział.

Liluye

Liluye
- Nie wiem o co chodiz. Pogodzili sie i od razu gdzies pojechali? - odstawila telefon tak, zeby mieć go na widoku i tez zaczęła jeść. Jej, jaka była głodna.
- Smacznego - wymamrotała gdzieś po drodze.

Jonathan Harper

Jonathan Harper
- Nie mam pojęcia. Spróbuję jeszcze jutro się dodzwonić.
To powiedziawszy jedli we trójkę raczej w ciszy. Wszyscy byli zmęczeni i brudni. Jon myślami był w jaskini z Onawą i przypominał sobie jej słowa..
Jedli nieśpiesznie w oczekiwaniu na jakąś wiadomość od indian, ale niczego się nie doczekali, a pora już była się zbierać do mięciutkich łóżek.
Jon zaoferował powdwózkę do miasta wic załadowali się do samochodu i razem pojechali do Old Whiskey. Niestety rower Ennisa już się nie zmieścił.

wszyscy/zt

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Koniec sesji - Grób Cochise, która była ostatnią częścią "Dziewczyny Szamana". W najbliższym czasie zostaną przydzielone punkty i nagrody!

Ennis Enderman

Ennis Enderman
Przystanek autobusowy w Old Whiskey ---->

Ennis wysiadł z autobusu i obtarł pot z czoła. Arizona. Jak można mieszkać w takich warunkach? Nałożył na głowę czapkę z daszkiem (wyglądał w niej jak dostawca pizzy, ale chwilowo go to nie obchodziło) i przeszedł przez parking do miejsca, w którym zostawił rower. Na szczęście łańcuch był mocny i nikt nie pokusił się o kradzież. Odpiął go i poprowadził w stronę muzeum, czując, jak nieco mocniej zaczyna mu bić serce. Nie wiedział, co i kogo tam zastanie. Równie dobrze mógł pocałować klamkę.

---> http://www.oldwhiskey.pl/t107p150-muzeum-historii-indian

Liluye

Liluye
/jaskinia prób

Indianka widziała, że Lola jest zamyślona. Miała tylko nadzieję, że tak samo jak ona, po tym spotkaniu odzyskała spokój. U niej się sprawdziło, oby u Loli też.
Po całkiem długiej wędrówce powrotnej dotarły w końcu na parking przed parkiem, niedaleko biura. Liluye zatrzymała się i spojrzała na Martinez.
- Jak się czujesz? - zapytała dla pewnosci.

sier. Lola Martinez

sier. Lola Martinez
Lola z dużą ulgą dojrzała w końcu napis: "Jackie". Była pewna, że napuchły jej już stopy, zaczęła boleć ją miednica i kręgosłup. I z chęcią by usiadła, mimo że Liluye pewnie dbała o stałe przerwy. Zrzuciła w końcu plecak z pleców i przysiadła na ławce. Nie była zmęczona pod kwestią spocenia się (choć słońce nieźle dawało!) lub zmęczenia mięśni, ale... jej ciało protestowało.
-Bolą mnie plecy.-poskarżyła się, najwyraźniej nie wiążąc pytania ze swoim stanem emocjonalno-duchowym.
Już nie płakała. Była wytłumiona. Trochę nieobecna, ale... spokojna.
Spojrzała na Indiankę i uśmiechnęła się lekko. Dosyć nagle wstała i podeszła do niej, by ją przytulić.
-Dziękuję.-wyszeptała, w końcu się odsuwając.-To... dużo dla mnie znaczyło.

Liluye

Liluye
- To poczekaj chwilę - rzucila, poprawiajac plecak na ramionach.
Aaale nie tak szybko. Niestety. I każdy chyba wiedział, że Lil nie lubi jak się na niej wisi, a taka Lola i Cath miały to jak zwykle gdzieś.
- Nie ma za co - sama tez sie odsunęła. - To poczekaj - powtórzyła i poszła do Jackie gdzie zostawila swój plecak i wrociła do Loli.
- Daj plecak i jadę cię odwieźć - postanowiła.

sier. Lola Martinez

sier. Lola Martinez
Lola tak okazywała wdzięczność. Przekazywała odrobinę ciepła.
Zmarszczyła brwi, patrząc, jak Liluye odchodzi. Ale na co ma czekać? Gdy wróciła, zdziwiła się nieco.
-O. No. No... no dobra.-zgodziła się, łapiąc za plecak.-Ale dam sobie radę. Niedaleko masz auto, nie?
Teraz, gdy policjantka nie była już zależna od Indianki w gestii szczęśliwego powrotu na znany szlak, to wróciła do swojego bycia upartym.
-Jak... jak chcesz, to niedługo... możemy poszukać tych map.-odezwała się po jakimś czasie.

Liluye

Liluye
- Nie, nie mam samochodu - odparła, kierujac sie na przystanek autobusowy.
- Daj mi znać jak będziesz mogła - pokiwala głową, idac dalej.

sier. Lola Martinez

sier. Lola Martinez
Roześmiała się.
-Spoko, wystarczy, że dojdziemy do przystanku, Liluye.-powiedziała, rozbawiona już jej nadopiekuńczością.-Dam radę, spoko.
-No... wiesz. Zależy. Chcesz tam wejść nocą czy w ciągu dnia?
Lola była gotowa na założenie kominiarki. Jakby się włamywała... posiadając klucz.

Liluye

Liluye
- Trudno, jadę do OW. Wezmę Moirę i wracam do pracy. Postanowione i masz nie marudzić - spojrzała na Lolę i staneła na przystanku.
- W dzień. Bierzesz klucz, otwierasz zamki i wchodzisz. Na pewno to umiesz - spojrzała na blond.. a nie, nie blondynke. - Jego rodzina mieszka daleko. Powiesz, ze coś tam zostawiłaś jakby ktos sie pytał, a wzielas mnie bo nie chcialaś sie rozkleić. I tyle - wzruszyła ramionami. - Pasuje ci tak?

sier. Lola Martinez

sier. Lola Martinez
Przewróciła oczami.
-Dobrze, mamoo.-rzuciła nieco kąśliwie.
-Nooo... dobra. Mam nadzieję, że nie trafimy na moment, że akurat postanowią przyjechać do OW.-mruknęła, bo... tak też mogło być.
W końcu podjechał autobus, a obie brunetki ruszyły do OW.

/zt x2 => dom Loli

Seth Cluster

Seth Cluster
Z domu Beth

Motocykl zajechał w towarzystwie mroków pod park krajobrazowy.
Przez całą drogę Seth nie pisnął ani jednego, malutkiego słówka na temat tego gdzie jadą. Oczywiście pani doktor zapewne zorientowała się quo vadis, jako że dość szybko opuścili granice gościnnego Old Whiskey, wjeżdżając na puste drogi, gdzie blondyn specjalnie przycisnął jego czarny bolid, zwiększając przy tym radochę z jazdy dla obojga. Włosy majtały mu w wietrze, ale pani doktor przytulając policzek do jego skórzanej kamizelki raczej nie musiała na nie narzekać.
Gdy zatrzymali się na parkingu, Seth zawinął motocykl przy samym wejściu, postawił na stopce, zgasił silnik i reflektor, spojrzał w tył na panią doktor.
- Przepraszam, że tyle to trwało, pani doktor, ale musi się pani jeszcze uzbroić w cierpliwość... - rzucił, wstając z motocykla.
Jeśli kobieta oddała mu kask, zawiązał go na kierownicy, a potem podszedł do sakw z boku motocykla. Otworzył jedną, wyjmując stamtąd dość sporą skrzynkę z narzędziami, która w tamtym czasie miała co innego wewnątrz (o czym Roberts nie musiała wiedzieć... jeszcze...)
- Czeka nas malutki spacerek, mam nadzieję, że pani doktor się na mnie nie obrazi...

dr Elisabeth Roberts

dr Elisabeth Roberts
Była bardzo ciekawa gdzie jadą. Opuścili granice Old whiskey i kierowali się w stronę parku. Robiło się powoli ciemno więc trochę ją zastanawiał kierunek ale póki co cieszyła się jazdą na motocyklu. Wiatr, pęd powietrza, ryk silnika, który akurat może mniej do niej przemawiał. W każdym razie miała uczucie, że mogłaby sobie tak w nieskończoność jechać.
Zatrzymali się a ona zsiadła z motocykla i oddała Sethowi kask. Jak tak dalej pójdzie to chyba będzie musiał zainwestować w drugi. Posłała mu pytające spojrzenie, bo nie miała pojęcia co tutaj robią. W końcu blondyn nie jeździł konno, co doktorka oczywiście postanowiła zmienić ale cicho sza.
- No dobra przyznaj się masz zamiar mnie zamordować, a w tej skrzynce masz narzędzia by mnie poćwiartować i zakopać.- roześmiała się i w duchu pogratulowała sobie, że jednak nie wcisnęła szpilek na stopy.
- Nie mam nic przeciwko spacerkowi.- i skoro Seth miał tylko jedną rękę zajętą skrzynką to drugą chwyciła Roberts.

Seth Cluster

Seth Cluster
Seth spojrzał na dłoń pani doktor z góry i kciukiem lekko po niej przejechał. Przy okazji uśmiechnął się jak baran.
- Jasne, ale zanim cię zatłukę tępym narzędziem jeszcze będę musiał cię upić, żebyś była prostsza, nie lubię się przemęczać. - zaśmiał się i ruszył powoli razem z nią. Cóż, musieli się trochę przejść, by dotrzeć do sosnowej kotliny, o której Seth oczywiście nic nie mówił, zanim się tam nie zjawili.
Wiedział, że może jej się to nie spodobać, że może być problem, ale liczył na to, że jednak okaże się jednak że dobrze wybrał...
Dlatego też wkrótce zbliżyli się do kotliny.

2x zt

Seth Cluster

Seth Cluster
Kotlina sosnowa --->

Weszli na parking, Seth ze skrzynką i Liz trzymająca go za rękę. Seth wcisnął wszystko do sakwy motocykla (no, Beth tam oczywiście nie wrzucił), po czym założył okulary i siadł na motocyklu, klepiąc miejsce za sobą z uśmieszkiem.
- Wsiadaj, mała. - rzucił jeszcze do niej żartobliwie, po czym odpalił z nogi silnik. Ryknięcie wydobyło się z motocykla, obwieszczając zbliżającą się podróż. Cluster podał jej jeszcze kask i poczekał, zapalając reflektor. Po tym zapewne zniknęli w ciemnościach nocy kierując się do jej domu.

2x zt.

Maro Salinas

Maro Salinas
Main Street

Miałem nadzieję, że się trzymała bo ruszyłem dość szybko. Wizyta u Carswella i zakup kilku szczeniaków zabrało mi kilka chwili, a po chwili byliśmy na wylocie z miasta. Nie wiem co dziewczyna sobie postanowiła i na czym nie zamierzała siadać. Teraz siedziała na moim motocyklu i to ja miałem zamiar sprawić by podniosło jej się ciśnienie. Dlatego jazda była szybka dynamiczna, może nawet ryzykowna. Ale jak się zabić to przy odpowiedniej prędkości.
Kilkanaście minut później wjechaliśmy na parking przed parkiem.
To chyba było ulubione miejsce świętych na randki, moje też, Święci mieli to do siebie że wiecznie kręcili się po okolicach na swoich rumakach i znali na prawdę piękne miejsca. Dodać do tego ich romantyzm, eh żyć nie umierać.
Gdy silnik zgasł dziewczyna mogła odetchnąć.
- Dalej idziemy piechotą - rzuciłem.

Foxxy McGyver

Foxxy McGyver
Morgan lubiła adrenalina, więc jazda sprawiła jej przyjemność i wielką radochę, także podniosło ciśnienie. Już nie potrzeba czarnej kawy wypłukująca wszystkie ważniejsze witaminy i inne takie. Zaśmiała się, kiedy dotarli na miejsce. Ostatnio, gdy tutaj była wróciła z pobitą twarzą i niezbyt przyjemnymi doświadczeniami. Wstała z motocykla i spojrzała na Maro.
- W takim razie prowadź. - powiedziała zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos. Było gorąco, za gorąco, naprawde tęskniła za angielską pogodą. Po czym ruszyła za Świętym.
<zt x2>

John 'Leszek' McGyver

John 'Leszek' McGyver
/24.09.13 Z rańca

Ledwo słoneczko wstało, a Leszek już był w połowie drogi do parku. To było to, co kochał najbardziej. Wstać o tak pogańsko wczesnej godzinie, że dla niektórych jest późną, wpakować Szalika do furgonetki, zarzucić karabin na plecy i jechać szukać szczęścia w lesie. I liczyć na to, że nieumarli jeszcze dzisiaj nie będą nieumarłymi.
Zajechał na parking przy parku, zajrzał do baru wszamać sniadanko i kawę, po czym wrócił do pick-upa i pojechał na szlak.

zt/ płónocny szlak

John 'Leszek' McGyver

John 'Leszek' McGyver
/15.10.13 z rana

Leszek przygotowany do polowania zajechał swoim nowiutkim pick upem pod park. Szalik podniecony kręcił się po pace. Po krótkiej przerwie na kanapkę w Jackie Leszek pojechał na szlak

/zt --> północny szlak

Sasha Anděl

Sasha Anděl
/15.10, po smsie Liluye, przed południem?

Sasha wziął jakąś bluzę, plecak z prowiantem (wiadomo, młody chłopak, ciągle rósł to i dużo jadł, nie?) i jakąś latarkę czy tam inne przyrządy typu nóż. Nie wiadomo co się przyda. Cóż. Na pewno dobrze zrobił wypsikując połowę antyperspirantu na siebie i oblewając się sporą ilością perfum. Pachniał nieziemsko. Wręcz zwalająco z nóg. Ale to pewnie zaraz i tak zwietrzeje. On już tego nie czuł zresztą!
Stawił się przed barem, pewnie zdążając zamówić sobie jakąś zapiekankę czy coś równie prostego i szybkiego w jedzeniu, i, pałaszując, czekał na Indiankę, pewnie w między czasie uwalając się ketchupem. Typowe.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 7 z 8]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach