Plaża Leadbetter

Tammy od razu się zmieszała, gdy dotarło do niej, że jednym spojrzeniem wszystko zdradziła. Zarumieniła się i pokręciła głową, kosmyk włosów łapiąc w palce i zagryzając między zębami. Popatrzyła na Reginę i wzruszyła ramionami.
- Może trochę.. A Tobie nie?
Przyznała się cicho i z ciekawością na koleżankę spoglądała.

- Tak? - zdzwiła się - Ja bym była zadowolona jakby mi ktos tak powiedział. Królowa jest zawsze ważniejsza - stwierdziła. Żelazla logika, nie ma co.
- William! - fuknęła na niego - Przecież nie zgubię się na.. na plaży! - zmarszczyła brwi i spojrzała na Sashę, który też wyjątkowo chętnie się zaoferował. Westchneła zrezygnowana i opuściła ramiona.
- Świetnie. Super. Dobrze tato - fuczała na Parkera. Ściągnęła buty ze stóp, bo i tak zapadaly się w piasek i zaczęła dreptać w kierunku wody.

Regina patrzuła wciąż na Sashe, słuchając jak Tammy chce się wytłumaczyć. Gdy ta zapytała, czy boy podoba się i Reginie, ta odparła szybko:
-Nie.
Pokreciła głową.
- Ale to DOBRZE, bo nasz SZANSE, której ci nie zabiore!

Tammy spojrzała na Reginę zaskoczona jej bezpośredniością. Coś bąknęła pod nosem, ale nie było to ważne. Ważniejsze było kolejne słowo, które nastolatka wypowiedziała nieco markotnie.
- Dzięki.
Nie chcąc jednak psuć nowej znajomości, szybko dodała
- Idziemy do baru?

Popatrzył na Liluye z wdzięcznością.  I się zaraz zmieszał.
- ee... to nowe miejsce.-zaryzykował,  spoglądając na Will'a, jakby szukał w nim oparcia.
Cóż,  dziewczyna miała charakter.  Raz jeszcze spojrzał na Reginę.
- Powinienem ja przeprosić?  Wygląda na złą. - męczyło go to. A laski znają się na sprawach z laskami.

- Żeby ciebie coś nie porwało - marudziła pod nosem, dochodząc do wody. Stanęła przy niej i spojrzała na swoje stopy, obmywane przez końcówkę fali.
- Ją? - spojrzala w stronę gdzie została Regina.
- No.. jej twarz chyba w ogóle tak wygląda. Więc przepraszanie może nic nie dać. Mieszka z nami w hotelu?

Pokręcił głową.
-Nie, a przynajmniej nie w naszym. Ale wygląda na problematyczną. - mruknął.
Gdyby znał się lepiej na kobietach, to poznał by prawdziwą naturę problemu.  Ale niestety!
-To... długo tu zostajesz?-zagadnął.
Zbliżył się ostrożnie do wody. Mógł na nią patrzeć.  Ładnie wyglądała.  Z daleka.

- Hm, do baru - zastanowiła się.
- No dobrze pójdziemy do bar, ja stawiam, Tammy!
Odrzuciła swoje blond włosy do tyłu i zaczęła iść w stronę baru.
- No chodź, idziemy się napić, co tak stoisz jak ostania łajza? - zaśmiała się i pociągnęła Tammy za rękę.

/zt - Sandbar

Spojrzała na Sashę i uśmiechnęła się, widząc jak zerka na Reginę.
- Najwyraźniej taka już jest. I pewnie będzie wredna dla każdego kogo pozna. Oprócz dziewczyn, które uważa za gorsze i nie widzi zagrożenia - popatrzyła przez chwilę na Reginę i jej zachowanie, widoczne nawet stąd. Prawie, że mogła wyobrazić sobie co mówi. A już na pewno w jakim tonie.
- Dwa tygodnie. Taką mam nadzieję. Chyba, że wypadnie coś nieprzewidzianego w domu.. - jak najazd gangu, albo dwóch albo coś jeszcze i beda musieli z Williamem i Evą wrócić.

Westchnął i przetarł twarz dłonią. Świetnie. Co za cholerna laska! Pokręcił głową i w końcu spojrzał na Liluye. Uśmiechnął się. Ona za to jest miła. I... i w ogóle.
-Nieprzewidzianego?-uniósł brwi, kopiąc piasek w strony wody.
Brrrr, cholerny ocean.
-Masz wakacje! Nie po to zostawiłaś dom za sobą, by się teraz martwić!-stwierdził pogodnie.
Chwilę milczał.
-To... przyjechałaś tutaj sama?-spytał, szurając butem w piasku.

Ruszyła powoli brzegiem, akurat w takim miejscuy by lekko obmywały ją fale za każdym razem. Podobało jej się siedzenie z boku i obserwowanie wszystkich rozmawiających, pijących, bawiących się ludzi.
- No tak, ale mam tam... rodzinę i różne rzeczy się dzieją - ma tam gang, w którym połowa osób jest przeciwko niej. I psa oczywiście.
- Tak. To znaczy znam każdego kto przyjechał busem z nami z Old Whiskey, ale.. tak - wzruszyła lekko ramionami. Pochyliła się, wyciągając małą muszelkę z pisaku.

Chwilę się zagapił, jednak zaraz ruszył za brunetką, trochę podbiegając. Przyglądał jej się z boku, tak, jak ona innym.
-Och.-wydał z siebie.-Kumam. Ale wiesz...-przeszedł przed nią, idąc tyłem i rozłożył ręce na boki, rozciągając usta w uśmiechu.-...to tylko dwa tygodnie. Co się może wydarzyć?-zapytał, wzruszając ramionami.
-Wow... to chyba super małe miasteczko, co?-zagadnął, unosząc brwi.
Patrzył, jak się pochyla, jak włosy na chwilę rozsypują się jej na twarz i zasłaniają ją. Przystanął.
-...ale w sumie my też się tutaj trzymamy dużą paczką.-wzruszył ramionami, bo to w sumie nic dziwnego, że się... zna ludzi!

- Uważaj, bo zaraz wylądujesz tyłkiem w wodzie - ostrzegła go widząc, jak idzie tyłem. A miał tendencje do potykania się o wszystko!
- W dwa tygodnie? - zmarszczyła brwi patrząc na muszelkę i obracaja ją w palcach. - Wszystko - uśmiechnęła się troche zagadkowo, podnosząc wzrok na Sashę i przystając.
- No fakt. To trochę dziura - stwierdziła po chwili. - Tym bardziej jak mieszkasz tam jakiś czas, to na pewno znasz każdego, a oni ciebie.. Ma to swoje dobre i złe strony, ale.. chyba to lubię - w końcu tak samo było w rezerwacie, na tym się wychowała.
- Tak.. ale całego miasta nie znasz - uśmiechnęła się do blondyna - Ile lat tu pracujesz?

-CO?!-zapytał, przestraszony i gwałtownie się odwrócił, zaplątując wokół swoich nóg. Podparł się rękoma, by nie wylądował twarzą w piasku. Odetchnął z ulgą, podniósł się i otrzepał ręce. Odchrząknął i zaczął iść normalnie, udając, że nic się nie stało.
Uniósł brwi.
-Wszystko?-powtórzył, zaskoczony.-To... macie tam niezły kocioł w takim razie.-powiedział powoli, trochę zaintrygowany.
Słuchał jej uważnie.
-Cóż, wyobrażam sobie. Ale to trochę straszne - każdy wie o wszystkim i wszystkich. Coś przeskrobiesz i masz przesrane do końca życia!
-No... nie.-przytaknął. Wzruszył ramionami.-W sumie to mieszkam tu od zawsze. W hotelu zacząłem chyba 5 lat temu, od drobnych rzeczy.-kolejne wzruszenie ramion.
Musiał iść do roboty, choć na początku była to praca po szkole. A potem... cóż.
-A ty... co robisz?

- Mówiłam! - podskoczyła do niego i złapała za łokieć, by sie nie wywrócił całkiem. - Czy ty nie chodzisz cały w siniakach całe zycie? - zapytała rozbawiona. Już.. trzeci raz się potykał odkąd go poznała? Nie, czwarty! Chyba zacznie liczyć.
- Kocioł? To mało powiedziane. Niby takie miasteczko na końcu niczego, ale.. - pokręciła głową z lekkim westchnięciem - Byłbyś zdziwiony gdybyś się dowiedział ile się tam dzieje i w jakim tempie - ruszyli dalej wzdłuż plaży powolnym krokiem.
- Pieć lat? To sporo - pokiwała głową z uznaniem. - Pracuję w parku krajobrazowym, w górach Dragoon - wyjaśniłą.

Otworzył usta, patrząc ze zdumieniem na Indiankę, gdy go złapała.
-Mam słabą koordynację.-powiedział, odwracając wzrok, bo miał ochotę walić jakieś głupie teksty typu: "wywróciłaś mi świat do góry nogami, Liluye!".
-W takim razie w Sancie Barbarze możesz się nudzić.-zaśmiał się, spoglądając na nią.
Wzruszył ramionami, gdy skomentowała jego staż.
-O. To co tam robisz? Jesteś przewodnikiem? Ha, musisz mieć niezłą kondycję! O, wiesz co? Jutro organizują mecz siatkówki plażowej. Powinnaś przyjść!

- Właśnie widze - uśmiechnęłą się rozbawiona, widząc jego reakcję. Ale niedomyślna Lilu nie wpadła na to, że cokolwiek może być na rzeczy. Stawiała, że Sasha raczej ciągnie w stronę Reginy! No i było widać, że jest od niego starsza przecież.
- Przyda mi się troche ponudzić - pokiwała do siebie głową i spojrzała na czerwoną łunę, jaką zostawiło zachodzące słońce.
- Tak. Jestem przewodnikiem, jeżdżę konno, zajmuję się stajnią.. - poprawiła włosy - I chyba mam dość dobra kondycję.. bo biegam.. i inne rzeczy.. Właśnie. Tutaj jest cudowne miejsce do biegania. Może znajdę kogoś kto się przyłączy - pomyślała o wstawaniu skoro świt i bieganiu póki jest chłodno. Super!
- Brzmi świetnie - przyznała co do siatkówki - Jak będzie miejsce to na pewno wpadne.

Odwzajemnił niepewnie uśmiech. Boże, ale z niego ciota! Tak się przed dziewczyną pokazywać! Powędrował za nią wzrokiem. Właściwie to stojąc obok niej, to zachodzące słońce było tłem dla Indianki.
-...brzmi jakbyś miała mało czasu wolnego.-stwierdził, nie odrywając od niej wzroku. Trochę spoważniał.
Trybiki zaczęły mu szybko chodzić.
-...wiesz, bieganie podobno poprawia koordynację!-wyskoczył nagle.-...więc mogę ci pokazać kilka miejsc... do biegania, oczywiście.-dodał szybko, speszony.
-Super!-wypalił szybko.-To może zagramy, dasz mi wycisk i w ogóle.-wyszczerzył się głupio.

- Teraz tak. Nałożyło się kilka spraw poza pracą i domem i faktycznie mam go mało - przyznała - Ale nie narzekam, na razie daję sobie radę - dodała zaraz. Pewnie po jakimś czasie da jej to w kość, ale teraz było okej. Betty wydawała się bardziej wyrozumiała pod pewnymi względami niż reszta Świętych. No i Will też i Loco, ale to inna sprawa.
- KOndycję, ale nie koordynację - stwierdziła - Ale tez ci się pewnie przyda - pokiwała głową, zgadzając się.
- Obiecuje ci, że po meczu padniesz na twarz - uśmiechnęła się trochę złośliwie. - Ale kto wie, może mnie zaskoczysz?

Pokiwał wolno głową, choć nie miał pojęcia o czym dokładnie mówi, a nie chciał dopytywać.
-Wiesz, koordynację też. Lewa noga, prawa ręka, prawa noga, lewa ręka...-ponownie wyszczerzył ząbki, popisując się swoją żelazną logiką.
-Oooooo!-otworzył usta, rozbawiony.-Nie no, teraz to nie masz już żadnej taryfy ulgowej, dziewczyno! To będzie walka o każdy punkt.-stwierdził z grobową powagą.-Wypowiadam ci wojnę...-zmrużył oczy.-...o wygrane sety.-zakończył z tą samą miną.

- A co, strony ci się mylą? - zapytała rozbawiona, widząc jego minę.
- Dobrze. A więc wojna - roześmiała się, co u niej było dość rzadkie. Ostatnio i tak częstsze niż jeszcze miesiac temu.
- A potem możemy pomyśleć o drinku pokoju - pokiwała do siebie głową.
- Ale najpierw bieganie! A po tym na pewno nie dasz rady w siatkówce.

Wzruszył ramionami.
-Wiesz. Cały myk jest w tym, że macha się przeciwną ręką do nogi. To skomplikowane.-stwierdził, ciągle w dobrym humorze.
Obserwował jak się śmieje, nie zauważając, jak jego własną, poważną minę psuje szeroki uśmiech wypływający na twarz.
-Wojna.-przytaknął z tym samym uśmiechem.-...albo fajce.-mrugnął jej jednym okiem.
-Ho, ho!-zabrzmiał, naśladując śmiech.-Chyba ty!-zripostował jakże cięcie.-Rozwalę cię na łopatki!-obiecał jej, mimo że było to kompletnie bez pokrycia.

- Nie, fajce zdecydowanie nie - pokręciła głową, drepczac dalej, a potem przystanęła znów i weszła kilka kroków głębiej w wodę. Obrócila się przez ramie na Sashę.
- Pewnie masz dość oceanu, co? - zapytała zastanawiajac się nad tym.

Zmarszczył brwi.
-...nawet wodnej? Nie palisz?-dopytał, przyglądając się jej.
Zatrzymał się, jak ona. Nie zbliżył się do wody. Pozwolił falom muskać jego buty, jednak nic wchodził dalej.
-Nie mam nic przeciwko jego widokowi.-stwierdził, wpatrując się w Liluye brodzącą w oceanie.-Ale trzymam się z dala.-dodał, jakby na dowód tego cofając się o krok.-Dla ciebie to pewnie miła odmiana, co? Coś poza piaskiem.