//z domu
Ostatni dzień jarmarku też już miała sobie odpuścić i po prostu przespać go, tak ja pozostałe dni. Tak miała w zwyczaju. Nic więc dziwnego, że gdy znalazła się w samym środku pieprzonej potańcówki, pomyślała, że znowu miesza jej się w głowie. Zawsze tak było, gdy dni zlewały się w tą samą bezkształtną masę, aż pewnego dnia uświadamiasz, że świat zewnętrzny wcale nie zwolnił swojego biegu, tylko ty utknąłeś gdzieś tam pomiędzy. Nędzny i pozbawiony znaczenia. A teraz jest twarzą pośród tłumu. Wygląda jakby przed chwilą wyczołgała się z łóżka, w pomiętych ubraniach i rozczochranych włosach. Czuje na sobie smród krowiej krwi, mimo, że szorowała się dziś pod prysznicem dobre pół godziny. Po prostu nie może się go pozbyć. Zupełnie tak jakby w nią wsiąkł. Przedzierając się przez tłum, ma wrażenie, że wszystkie pary oczu są zwrócone są w jej stronę, że ludzie gapią się na nią, choć tak naprawdę nikt się na nią nie patrzy. Uspokój się, wariatko, myśli drżącą ręką sięgając po plastikowy kubek z zawartością alkoholu. Pije duszkiem, a ciecz szybko spływa jej do gardła. Sięga po następny i wydaje jej się, że wreszcie może oddychać.