Obrócił się do Liluye frontem i oparł o ścianę, tuż przy oknie.
- Co potwierdzi?
Zmrużył oczy. Długie włosy miał związane w luźny warkocz, a krótsze kosmyki opadały mu na policzki i łaskotały opaloną skórę.
- Co potwierdzi, Liluye? Przecież to wszystko zależy od tego co ja powiem. Co jeśli przyznam rację. Co jeśli potwierdzę, ze ty byłaś moją kochanką? Zazdrosną. Miałem teraz definitywnie zerwać z moją żoną, powiedzieć jej o rozwodzie. Ale stchórzyłem... powiedziała ci to tutaj, na wyjeździe, a ty dałaś mi w pysk wtedy w ogrodzie. A ja byłem pewny swego, ze nie zostawię Dorothy. Ty potem się upiłaś. Ale nie an tyle by nie wiedzieć co robisz. Wyszłaś za Dorothy. Wyszłaś i ją zabiłaś.
Mówił wszystko pewnie, bez zająknięcia, wciąż patrząc na kobietę.
- Albo inaczej... powiedziałem ci o tym, ze jej nie zostawię, dałaś mi po pysku... ale przemyślanym sprawę. W ostatniej chwili uznałem, ze jednak nie chcę być z Dorothy. Po tym, jak widziałem ją i Amaro. Po tym, jak zobaczyłem, jak on ją dotyka... ale nie mogłem jej powiedzieć, ze się z nią rozwiodę. Lata walki w sądzie, zresztą, bylem wściekły, zły, nienawidziłem jej. Miałem powody, prawda? Poszedłem więc za nią do pokoju i ją tu zabiłem. A teraz... teraz oboje się spotykamy tutaj. My, razem. Wspaniale, prawda?
Prychnął.
- Broń. Tu każdy ma broń. Nawet ty. Ja.