30.05.2013, popołudnie
Bobby korzystając z wolnego popołudnia i dobrej pogody wbił się w swoje fachowe ciuchy do jazdy i wyprowadził swój nowy motur na spacer. Nie wolno nim było jeździć po mieście, więc przemknął bocznymi uliczkami i czym prędzej wyjechał na bezdroża za Old Whiskey.
W sumie to... potem po prostu jechał. Nie szczędząc zahaczania o różne wzgórki i trudniejsze podjazdy. Jasne, że nie jeździł dość dawno i mógł wyjść z wprawy, ale uważał, że to jak z jazdą na rowerze. Potem zjechał jeszcze dalej na pustynię. Wiedział, gdzie szukać dobrych tras i gdzie często ćwiczyli motocykliści. Tu wyjeżdżone były widoczne drogi, nasypane były wyskocznie i garby. Akurat te ostatnie go wkurzały. Takiego telepania to nie lubił. Za to kilka razy zajechał na niskie nasypy, co windowało go na parę sekund w powietrze. Raz mu nie wyszło i zaliczył dość bolesną glebę, a potem musiał gonić swój motocykl, którego koła dalej się kręciły, wiercąc w ziemi dziurę. Nie zważając na siniaki pognał po crossa i wrócił na trasę. Jeździł tak pewnie ze dwie godziny, w końcu będąc tak zmęczonym, że już tylko prysznic, film i piwo mu się marzyło. Zawrócił do Old Whiskey.
zt