Dom Liluye i Howhakana

First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Opcjonalnie na podwórku znajduje się podjazd.

- Ale kłamiesz - uśmiechnęła się pod nosem. Przekręciła tak, że leżała z głową na jego kolanach.
- Na pewno jesteś głodny po tej wyprawie.. myślisz że będziesz miał zakwasy? Zrobić ci coś na kolację? - w końcu trochę czasu na wyjeździe juz spędzili i mogli by iść wcześniej spać.

-Zakwasy?! - Popatrzył na nią zdziwiony.
-Będzie dobrze, jak rano poruszę jakąkolwiek kończyną! Zakwasy to mało powiedziane - i zaśmiał się smutno nad swoim losem. Może uda mu się opanować jazdę konną do tego stopnia, że tyłek mu nie odpadnie po chwili jazdy.
-Jesteśmy zmęczeni więc podejrzewam, że robienie kolacji nam nie wyjdzie.

- Dam ci tabletki jutro, pomogą trochę - witamina B 12 juz nie raz jej się przydała.
- Nooo.. Mogłabym ci ją zrobić jak ładnie poprosisz czy coś.. - uśmiechnęła się patrząc na niego spod wpół przymkniętych powiek.

-Kusząca propozycja - Powiedział zamyślony, aż w końcu wyrwany z zadumy burczeniem brzucha popatrzył w oczy Indiance
-Zrobisz mi kolację? Proszę bardzo ładnie. - I obdarował ją uśmiechem od ucha do ucha.

- to idź się myć a ja robie - była bardzo zmęczona ale cóż.. czego się nie robi dla faceta czasem. Podniosła się, cmoknęła go w nos i poszła zawołać Moire do domu. Potem zamknęła drzwi i poszła do kuchni robić jakieś kanapki

W tym czasie Delshay z trudem poszedł się umyć i ubrany w dres i koszulkę przyszedł do kuchni.
-To co dziś serwujesz? - wyszczerzył sę i oparł o futrynę.

- kanapki. Ser, szynka, sałata, pomidor i majonez - właśnie skończyła robić herbatę dla nich obu. Zieloną, bo zdrowa!
- jedz, zostaw mi jedna a ja pójdę się myć - podeszła do Dela.
- ładnie pachnie sz - stwierdziła z uśmiechem i poszła dalej

Poczekał na nią. Na wzmiankę o zapachu puścił do niej oko.
-Bo się umyłem. - bo innego wytłumaczenia nie było. No chyba, że jego perfumy, których używał od młodzieńczych lat.

Parsknęła.
- Tak, to może być to - stwierdziła i wróciła po 15 minutach. Usiadła obok i wzięła kanapkę.
- Jestem padnięta - stwierdziła jedząc. - ale cieszę się że pojechałeś ze mną. Nie znalazła bym tylu zwierząt bez ciebie.

Zjadłszy jedną kanapkę popatrzył na nią i niemal się nie roześmiał z pełnymi ustami jedzenia. Przełknął ostatni kęs i pokręcił głową.
-Miałem szczęście. Gdyby mnie nie było pewnie by Ci to zajęło po prostu troszkę dłużej.
-Mimo tego bólu dzięki, że mnie wyciągnęłaś. Zawsze to nowe doświadczenie.

- No to szczęście, ja go nie mialam. Jakkolwiek tego nie nazwiesz to przydałeś mi się dzisiaj. Zjadła kolejną kanapkę i spojrzała na talerz.
- Dojesz resztę? Bo ja zaraz zasnę z pół nadgryzioną skibką.. A ty moze się przekonasz do jazdy konnej przy okazji, dzisiaj sobie świetnie dałeś radę. Właśnie. Nie chcialbyś iść zobaczyć sklepu jutro? Mam już kupiony lokal..

-Jasne. Zobaczę jak Ci się powodzi. - Zerknął na Liluye i wziął resztkę jej kanapki.
-W sumie mam odłożonych trochę oszczędności, więc mógłbym już myśleć o jakimś domu. Fajnie by było, jakbyś mi pomogła przy tym.Co Ty na to?

- Myślisz o domu? - zdziwiła się - Masz dość przyczepy? Właściwie.. Brzmi dobrze. Jasne, że pomogę - pokiwała głową.
- Ale wszystko jutro. Chodź spać - podniosła się i pociągnęła go za sobą. Bo była tak zmęczona, że wyglądała jakby za chwilę miała zamknąć oczy i zasnąć na stojąco. Wykończył ją ten dzień, ale pozytywnie!

-Przecież Ci o tym mówiłem... tak mnie właśnie słuchasz! - zaśmiał się i dał się zaciągnąć do sypialni. Też był padnięty i to bardzo.

- Ojtam - parsknęła, ulozyla się w lozku, dala się pewnie przytulić i zasnęła pewnie od razu. Obudzila się dość wcześnie, bo Moira ją męczyła. Wstała więc poszła ją wypuścić i wstawila wodę na kawę i herbatę czy kto co tam chciał.
Potem poszła do Dela i wskrobala się na lozko.
- Wstawaj - pochylila się nad nim.

Z zamkniętymi jeszcze oczami położył rękę na jej plecach i przysunął do siebie tak, żeby się położyła.
-Muszę? - Zapytał zaspanym głosem nie otwierając oczu. - Nie czuję niczego od pasa w dół, a jak się poruszę to będę błagał, żeby tego nie czuć...

Ułożyła się obok i wsunęła rękę pod kołdrę, zaciskając ją lekko na nodze Dela.
- Tak. I do tego idziemy do sklepu, pieszo, żebyś to rozchodził - uśmiechnęla się,

Jęknął z bólu i otworzył oczy.
-Jesteś diabłem... - Wycedził przez zęby i popatrzył złowrogo na Liluye.
-Ale niech już będzie... wstanę tylko puść. - Poprosił bardzo ładnie.

- Mogę ci pomasować nogi jeszcze - zaproponowała, pewna, że zaraz wstanie na takie slowa.

I miała rację. Rozpromieniony od razu podniósł się z łózka.
-Oooo i to są konkrety! Dziękuję! - Jego ton od razu się zmienił. Teraz był przymilny i próbował być słodki, jednak to mu nie wychodziło.
-I jeśli uważasz, że trzeba to rozchodzić to chodźmy do tego sklepu.

- Wiedziałm, że wstaniesz - podniosła się za nim - Wstawilam wodę na kawę cyz co tam chcesz. Możemy zjeść jakieś grzanki na śniadanie i iść. Zgoda? - jeśli sie zgodził to pewnie zjedli, bo nie ma co isę rozpisywać, ubrali i poszli. Biedny Del!
zt - sklep Lil