2.09, wieczór, Cath-Joan

jakiś dziwny numer, jakby ktoś dzwonił z budki telefonicznej... to one jeszcze istnieją?

Cath dorwała w Appaloosa jakąś budkę telefoniczną. Sporo numerów pamiętała, miała dobrą pamięć. Teraz, z sercem w gardle dzwoniła do Joan.

Może to była budka dr Who, Cath niech uważa jeszcze, bo może, jak z niej wyjdzie, to nie będzie już w Appaloosa.

- Tak, słucham - odezwała się obojętnym tonem, pewnie zaraz w słuchawce odezwie się sztuczny, nagrany głos wróża Macieja czy innego Hajzera oznajmiającego, że wygrała gwarantowaną nagrodę w grze o milion pięćset sto dziewięćset dolarów.

Nie ogarniam dr. who więc no idea xD

- Joan. - szepnęła do słuchawki, jakby planowała jakąś konspirę. - Muszę się z tobą spotkać to pilne. Jednak w takim miejscu, gdzie nikt nie zobaczy nas razem. I nie w Old Whiskey.
Odezwała się, mówiła szybko, z przejęciem. Serce jej krwawiło od tego.

Budka telefoniczna dr Who to statek kosmiczny, który nazywa się Tardis.

Zaskoczył ją głos Catherine. Przygryzła bok policzka, zdusiła jęk, który w niej narasta. Nie chciała tego ruszać, gdy to ogarnęła. Chciała odmówić, ale padło tylko pytanie - gdzie?

- Czerwone skały przy drodze do Old Whiskey? - zaproponowała.

Poczuła się nieswojo słysząc miejsce, ale jaki miała wybór.
- Dobrze, przyjadę - i się rozłączyła.

/zt