Lola zacisnęła lekko usta. To Naiche zawsze się nim zajmował w ten sposób. Uczył go sztuczek. Zabierał ze sobą wszędzie. A ona tylko przychodziła i się do niego przytulała. Rzucała czasem piłkę. Dawała papu. I robiła to, co Tobias jej powiedział, by zrobiła. Była przekonana, że Rodrigo się po prostu przyzwyczaił do innego trybu życia. Trochę więcej ruchu i zabawy. A Martinez nie potrafiła mu zastąpić jego pana...!
Pociągnęła nosem, wolno wydychając powietrze. Tylko nie płacz. Nie płacz, Lola!
Wgapiała się w tą śnieżną kulkę, która wywaliła teraz jęzor, zzezowała i przez chwilę sapała, zadowolona z siebie. A potem zaczął sobie lizać jajka i policjantka odwróciła wzrok. Fuj.
-Eee, zazwyczaj?-uniosła brwi.-Że biegnę. Lub latam. Ale generalnie uciekam. A tobie się nic nie śni, że jesteś jak belka?-zagadnęła, rozbawiona.
-Jeju, przecież się nie przemęczam! No i zapomniałam która godzina, ok?-burknęła.
Zaraz się jednak rozluźniła, gdy poczuła obejmujące ją ramię. Zachichotała pod nosem na jego stwierdzeniem.
-Wystarczy, że ja jestem przytulaśna. Przyciągam. A ty przez to nie możesz się powstrzymać i... proszę!-klasnęła w dłonie, chcąc zainscenizować, co się wtedy dzieje.
Choć gdzieś tam podświadomie wiedziała, że tu chodzi o coś innego. Harper się nią opiekował. Starał się choć minimalnie zastąpić jej lukę. A ona... a ona tak często była dla niego zołzą!
Pociągnęła raz jeszcze nosem w dramatycznym geście, wtuliła się w ciało obok siebie i zaczęła sobie cichutko płakać na to wszystko.