Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Biuro strażników parku i ranczo Mt. Dragoon

Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 8 z 12]

Mistrz Gry

Mistrz Gry
First topic message reminder :

Niedaleko wejścia do parku stoi budynek w którym urzędują strażnicy oraz inni pracownicy parku krajobrazowego. Zajmują się oni nie tylko kontrolą pobliskich terenów oraz fauny i flory, ale także prowadzeniem rancza należącego do parku.
Do zadań strażników należy patrolowanie parku, prowadzenie ewidencji zwierząt oraz roślin, pilnowanie porządku oraz pomoc turystom. Co jakiś czas organizują też wycieczki (piesze i konne), lekcje w plenerze dla dzieci z pobliskiej szkoły, a także współpracują z Muzeum Historii Indian. Na ranczu pracuje także weterynarz zajmujący się zwierzyną z parku oraz hodowane są konie udostępniane wycieczkowiczom.
Każdy strażnik ma na wyposażeniu odpowiedni mundur i krótkofalówki oraz dostęp do pickupów, którymi patrolują okolicę.

Budynek jest sporych rozmiarów, lecz nie posiada piętra. Wybudowany jest z jasnej cegły, a nad szerokimi drzwiami wejściowymi wisi tablica oznajmiająca, że jest to miejsce pracy strażników parku. W środku znajduje się wielkie pomieszczenie z recepcją i poczekalnią oraz kilak gabinetów, w których pracują strażnicy robiący raporty. znajdziemy tu tez magazyn z bronią oraz innym potrzebnym sprzętem. Tam tez znajduje się tylne wyjście z budynku.

Za samym biurem wybudowano ogrodzony wybieg, a w oddali widać dwa budynki rancza - stajnie oraz niewielki dom mieszkalny, w którym pracuje weterynarz.


Liluye

Liluye
Wyszła zaraz za nią i cały czas z powątpiewaniem patrzyła na przesadzone reakcje blondynki. Przynajmniej w jej mniemaniu przesadzone.
- Czym przyjechałas? - rozejrzała się po parkingu.

Catherine Hernández

Catherine Hernández
- Co? Czym? A tym cudeńkiem! Kupiłam niedawno. Mówię ci super sprawa! - podeszła do motoru i poklepała siedzisko z dumnym wyrazem twarzy. - Wolność! Wiatr we włosach! Cudowne uczucie!
Uniosła zaraz ręce w geście obronnym.
- Ale nie myśl, że w jakiś rajdach biorę udział. Jeżdżę bezpiecznie!
Miała nadzieję, że Liluye jej nie pogryzie, albo co gorsza nie rzuci się na nią, nie zabierze telefonu i nie naskarży komu trzeba. W końcu chciała mieć jak najmniej tajemnic przed przyjaciółką. A może kiedyś i żadnych.

Liluye

Liluye
- Tym?! Rozum ci do końca odjelo? Sam wie? - fuczała na nią ostro. W końcu u to była poważna sprawa.
- Żadnych koników nie będzie jak ty czymś takim jeździsz!

Catherine Hernández

Catherine Hernández
Uniosła brwi zdziwiona jej wybuchem. Ale pani doktor, osoba wykształcona nie widziała w tym niczego złego.
- A czym to się różni od samochodu? Siedzę na tyłku i jadę po drodze! - odparowała i wzruszyła ramionami. Wzięła w dłonie kask i uniosła, by pokazać Indiance. - I popatrz, mam kask! Bezpieczeństwo przede wszystkim. Niedługo i tak nie dam rady wsiąść na niego. O co ten cały hałas?!

Liluye

Liluye
- wszystkim! O nie. Wracamy do domu autobusem a po to coś kogoś wyślesz! - zadecydowała Liluye.
- Nie będziesz tym jeździć w ciąży. Nie ma takiej opcji!

Catherine Hernández

Catherine Hernández
Zrobiła strapioną minę, jakby właśnie mama zabrała jej cukierka z rączek i powiedziała, że przed obiadem żadnych słodyczy. Zostawić motocykl tak tutaj, sam sobie? Toć jej ukradną! Co z tego, że rzęch. Ale ukradną! Bo był piękny.
- Wyluzuj. Krzywda się nikomu nie dzieje. Nie tak łatwo poronić jak ci się wydaje! - rzuciła bombą. I dopiero po chwili znieruchomiała, a jej źrenice się rozszerzyły. Zdała sobie bowiem sprawę z tego co powiedziała. Zawisła tak z na wpół otwartą buzią, by po chwili ją zasłonić.
- Przepraszam. - wymamrotała niewyraźnie. Rzadko było jej wstyd. To była jedna z tych chwil.

Liluye

Liluye
Zrobiło jej się dziwnie. Coś zacisnelo się w żołądku a Liluye zagryzła zęby i chwile chyba nawet wstrzymała oddech.
- Łatwiej, niż ci się wydaje - powiedziała sucho, cichym głosem.
- Wracamy autobusem - powtórzyła.

Catherine Hernández

Catherine Hernández
Iiiiiiii... To by było na tyle z radości nowej zabawki. Na dodatek Liluye wypisywała do kogoś smsy i Catherine zmrużyła oczy, teraz zwracając na to uwagę.
- A do kogo tak wypisujesz? - zapytała grzecznie. Palnęła niesamowita gafę i była zmuszona poddać się woli Liluye. No bo nie wypadało, by teraz jeszcze pyskowała, tupała nóżką czy robiła inne rzeczy, by postawić na swoim.
- Wiem, Liluye, wiem. Przepraszam. Zawsze coś palnę zanim pomyślę. - chwilowa trzeźwość umysłu. - Ale to naprawdę nic takiego. No uwierz mi...
Chwyciła kask w jedną dłoń i zwiesiła ją, ze smutną miną.
- Dobra, dobra. - dorzuciła wreszcie. I tak sobie tu wróci i pojedzie jak nikt nie będzie widział.
I poszły na ten zakichany autobus.

zt obie

Trish Levy

Trish Levy
/początek, 12.07.2013

Trish postanowiła udawać pewną siebie. Nie mogła dać po sobie poznać, że to dla niej pierwszyzna i że nie za bardzo wie, co ma robić. Nie mogła liczyć nawet na pomoc swojego dekoltu, ponieważ poskromiła go bluzką zapinaną pod samą szyję.
Jakaś kobieta wyjaśniła jej mgliście co ma robić i obiecała, że jeszcze wróci. Trish usiadła więc przy biurku, na którym stały komputer, telefon i przyrządy biurowe i zaczęła przygryzać kciuka.
Okej... Od czego by tu zacząć...
Włączyła monitor. Wyskoczyło okienko logowania się do systemu. Dziewczyna zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie login i hasło, ale że jej to nie wychodziło, zaczęła szukać post-it, na którym ponoć było to zapisane. Oczywiście, najciemniej pod latarnią - po trzech minutach grzebania w papierach, Trish zorientowała się, że karteczka przyklejona była na monitor. Wpisała więc ostrożnie wszystkie literki i cyferki, po czym pogratulowała sobie sukcesu.
Obejrzała się ostrożnie dookoła - jako że nikt nie zwracał na nią uwagi, sięgnęła po telefon i wykręciła na nim numer.

Liluye

Liluye
12.07

Wróciła do domu i od razu do pracy. Jak zwykle z Moirą. A od rana herbata! Weszła więc do biura i puściła sukę, bo i tak wszyscy ją tu znali, a mała musiała się przywitać. O tej godzinie raczej nie było też turystów wiec nikogo by nie zaskoczyła. Oprócz Trish. Za biurko władował się blondynce niewielki, bo ledwo do kolana, ale całkiem umięśniony potwór z szerokim uśmiechem pełnym zębów. Proszę się nie bać, ona chce się tylko przywitać! Waląc ogonem o meble zaczęła obwąchiwać kobietę.

Trish Levy

Trish Levy
Słysząc, że ktoś wchodzi, Trish szybko odłożyła słuchawkę telefonu i spojrzała na drzwi wejściowe. Po chwili rzuciło się na nią coś dużego, włochatego i zębatego. Dziewczyna najpierw pisnęła, będąc przekonaną, że potwór chce rozgryźć jej aortę, jednak przyjacielskie pochrapywanie i język liżący jej kolana szybko ją uspokoiły. Siedziała jeszcze chwilę spięta, z rękoma przyciyśnietymi do tułowia, jednak zaczęła się rozluźniać.
- Dobry piesek... Dobry... - Powiedziała, wyciągając rękę przed siebie, tak, żeby pies mógł ją powąchać. - Czeeeść! - Powiedziała, do Liluye. Trish miała w głowie Pejsbuka i była chodzącą encyklopedią jeśli chodziło o ludzi mieszkających w Old Whiskey, wiec koajrzyła kobietę.

Liluye

Liluye
Słysząc pisk Liluye obróciła się w jego stronę, bo spodziewała się, że ktoś zaraz zacznie ją wyzywać od potworów, a Moirę od morderców. Ale nie. Widziałą jednak, że kobieta jest spięta i fakt, to była częsta reakcja, jeśli ktoś nie znał Moiry, albo w ogóle tych psów. No i mimo niewielkich rozmiaró suka budziła respekt, bo wyglądała jak na sterydach.
- Hej - podała jej rękę, podchodząc do biurka - Liluye - Moira zaczęła się władywać kobiecie na kolana, jak zawsze gdy wyczuła bezbronną duszyczkę, któa nie umie sobie z nią poradzić.
- Mort! - z tysiaca określeń na swojego psa wybrała właśnie to - Daj sobie siana, wracaj - rzuciła do psa, który niechętnie zlazł z Levy i poszedł szukać reszty znajomych twarzy,

Trish Levy

Trish Levy
Trish zaczęła chichotać, kiedy pies starał się na nią wejść. Może trochę podrapał jej nogi, w większości odsłonięte w szortach, która miała dzisiaj na sobie, ale nie na tyle, by zwróciła na to uwagę.
- Trish. - Przedstawiła się, zastanawiając się przy tym, gdzie to wcześniej słyszała. Mort. Moooort. Vol-de-mort? Czy Lilu nazwała tak swojego przyjaciela dlatego, że psy miały takie śmieszne nosy? - To mój pierwszy dzień. - Dodała ciszej, nachylajac się w pełnej ekscytacji. Z trudem powstrzymywała się od skakania w butach z grubym, dziesięciocentymetrowym obcasem.

Liluye

Liluye
- Widzę - pokiwała głową, może ciut pobłażliwie.
- Recepcja? Co robilaś wcześniej? - zainteresowała się, bo miala wrazenie, ze widziala ja naokoło świetych. Albo jej sie wydawało.

Trish Levy

Trish Levy
-Aaa, no wiesz... Trochę tego, trochę tamtego! - Zaśmiała się. - Totalnie nie związanego z branżą... - Spojrzała na swoje biureczko i kopmuter. - Recepcjonizmu. Wiesz, jestem tancerką. - Pochwaliła się trochę ciszej.
- Powiedz, słyszałaś co tam u Conniego? Długo będzie jeszcze siedział? - Oparła się pośladkami o biurko i gwizdnęła na psa. Lubiła pieski, zwłaszcza jeśli nie były to zawszone, bezdomne kundle, które goniły ją po wysypisku, jak zbierała złom. Jeden kiedyś ją ugryzł, to Papa Levy własnoręcznie ją opatrzył! Śladu nie było, oprócz małej blizny!
- A jesteś z nim jeszcze? Bo słyszałam, że... Omg, nie ważne co słyszałam. Powiem ci, Connie w liceum takie totalne ciacho był! Nie mówię, że teraz nie jest! I nie że lecę na twojego faceta, omg, totalnie nie! Jestem ciekawa, jak będzie wyglądał, jak wyjdzie... Słyszałam, że więzienie zmienia ludzi. Ej, wiesz, jak włącza się tu Excela? - Wyrzuciła z siebie tonę zdań z prędkością karabiu maszynowego i uśmiechnęła się do Lilu, przygryzajac końcówkę ołówka. Robiąc tę czynność, przypominała sobie, że w liceum prawie chodziłą z Connorem. Ona mu robiła loda, on jej kupował hamburgery i powiększoną colę.

Liluye

Liluye
- I co cię przywiało tutaj? Raczej nie za dobre miejsce do.. tańczenia - uniosła brwi, obie, bo jednej nie umiała.
- E.. nie - wzruszyła ramionami - Widziałam go w areszcie, jeszcze tutaj i potem już nie. Pisałam, ale.. - przyznała, znów wzruszając ramionami. Dobra. Kłamstwo na kłamstwie, ale miałą nie mowić, że Loco wyszedł, tak?
- Ona na to nie działa - pokręciła głową - Była specjalnie odczulana.. - pewnie zobaczyła wyraz twarzy Trish gdy zaczęła tłumaczyć i przerwała. - W każdym razie nie przyjdzie na gwizdanie ani generalnie na cokolwiek innego jeśli ktoś inny ją woła - uprosciła wersje z odczulaniem.
- Nie jestem.. co słyszałas? - przebrnęła przez resztę monologu. - A co słyszałaś? Jak już zaczęłaś to dokończ - uśmiechnęła sie, przechylajac przez biurko zeby właczyc tego Excela.
A potem zadzwonił telefon.

Trish Levy

Trish Levy
- Oczywiście, że nie i o to chodzi! - Trish wypięła dumnie pierś, a guziki na koszuli prawie odleciały. - Stwierdziłam, że czas na poważną pracę i poważną płacę. - Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a mówiąc te słowa zabrzmiała jak Sarah Palin w spocie rekalmowym. Nie chciała dodawać, że technicznie rzecz biorąc zarabia tu mniej niż jako tancerka, nie może dorabiać lodzikami i nie dostaje prezentów, ale przeciez nie to było tu ważne!
- Ooo, to szkoda, tak dawno go nie widziałam! - Znów zaczęła gryźć ołówek, po czym spojrzała za psem. - Hę? Odczulana? Takie jak zastrzyki na kurz? - Zapytała, po czym wysłuchała z otwartymi ustami Lilu. - A jeśli będę chciała ją zawołać, to co? - Zapytała, patrząc wciąż z niezrozumieniem. Po co komuś pies, który nie przybiega, jak się go woła?
- No, słyszałam, że... - Trish już chciała wspomnieć o incydencie z dzieckiem, którego nie było, ale zadzwonił telefon. Uniosła palec, by Lilu poczekała i odebrała telefon.
- Halooo? To znaczy... E... Biuro rancza Mt. Dragoon! - Odchrząknęła i spojrzała nerwowo i z pytającą miną na Liluye, unosząc uniesiony kciuk w górę. Dobrze, czy nie dobrze?

Liluye

Liluye
- No. To świetnie. Mam nadzieję, że ci się tu spodoba - pokiwałą głową. Serio tak myślała. Może to nie było miejsce dla normalnych ludzi, bo kto lubi siedzieć na ranczu pośrodku niczego, ale hej, jej się podobało. Nie byla najnormalniejsza.
- To do ciebie nie przyjdzie. Reaguje na mój głos, mozesz probować, ma na imię Moira - rozejrzała się za suką, która właśnie dopadla miski z wodą.
- Tak? - ponagliła ją, ale się nie doczekała. Spojrzała na telefon i pokiwała aprobująco głową gdy Trish odebrala i się ogarnęła w miarę szybko.

Trish Levy

Trish Levy
- Dzięki! - Trish, która uwielbiała przebywać pośród ludzi, zabawy i dzikie tańce na pewno odnajdzie się pośród cichego pustkowia. Na razie o tym nie myślała, ale pewnie któregoś dnia do niej dotrze, że jej tu trochę samotnie.
- Hej, Wi... Dzień dobry, proszę pana. Jak mogę panu pomóc? - Potem do uszu Lilu mogły dojść skrawki zdań, bo Trish zaczęła rozmawiać nieco przyciszonym głosem. - Wspaniałe widoki na góry Dragoon. - Powiedziała dziewczyna po chwili tak, żeby usłyszała ją Liluye. - I przejażdżki konne. - Pokiwała głową. Chwilę znów mamrotałą coś do słuchawki. - Tak, owszem. Niech pan dzwoni, kiedy podejmie pan decyzję. Dziękuję, do widzenia! - Powiedziała głośno i odłożyła telefon, po czym odwróciła się z uśmiechem do Lilu.
- O czym rozmawiałyśmy? - Zapytała, jak gdyby nigdy nic.

Liluye

Liluye
- Coś słyszałaś apropo Loco i miałaś dokończyć - obróciła się do biurka z powrotem. Potem poda jej jeszcze arkusze, które musi wykuć i mieć najlepiej pod ręką, bo na razie te rozmowy szły dość koślawie. Co to za mamrotanie było?!

Trish Levy

Trish Levy
- A! - Trish uniosła rękę z ołówkiem do góry. - A... - Ręka opadła, kiedy Levy przypomniała sobie o co chodzi. - Nie, to nie o nim. Tylko ty... E... No wiesz... - Zrobiła ruch rękoma, jakbyby obejmowała przed sobą duży brzuch. Chodziło jej o niedonoszoną ciążę. Trish nie chciała zaczynać tematu, ale jakoś tak palnęła, a Lilu drążyła.

Liluye

Liluye
Odetchnęła ciężko i splotła ręce na piersi.
- Potrzebujesz coś jeszcze? - nie odpowiedziała na niezadane pytanie, tylko zacisnęła zęby.

Trish Levy

Trish Levy
- Sama kazałaś powiedzieć... - Bąknęła dziecinnie Trish i wzruszyła ramionami. Na pytanie Liluye obejrzała się na komputer, a jej mózgownica zaczęła pracować intensywnie.
- Wiesz może, jak włącza się kalendarz? Nie mogłam znaleźć takiego programu? - Zapytała, nie wiedząc, że Kalendarz był rzeczą, która leżała na jej biurku.

Liluye

Liluye
Nic już na ten temat nie zamierzała mówić a tym bardziej prowadzić konwersacji. Ale sie ostatnio uparli..
- Tak. Bierzesz do reki i otwierasz - stwierdziła podsuwajac jej kalendarz pod nos.
- Przyniosę ci informatory, przewodniki i inne pierdoły, które musisz wiedzieć jak ktoś dzwoni i pyta. Zaraz wracam - gwizdnęła na Moirę, która podniosła się od razu na głos Liluye i poszła za nią do pokoju obok, skad wyszła po minucie z kilkoma ksiażkami.
- Proszę. Lektura na dziś. Raczej nei zabieraj do domu, ale możesz sobie pokserować - wyjaśniła.

Trish Levy

Trish Levy
- Aaa! - Trish wzięła do ręki kalendarz i zaśmiała się. - Omg, myślałam, że tu taki komputerowy jest! - Zaczęła wertować kartki i otworzyła na 12 lipca. Usiadła przy biurku i zaczęła je organizować, dopóki nie przyszła Liluye.
- O, dzięki, dzięki, totalne dzięki! - Wyszczerzyła się i wzięła do rąk wszystkie informatory. - Taaak... Tak zrobię. - Pokiwała wolno głową w myślach już uruchamiając przeglądarkę Pingli i wpisując tam Jak się kseruje. - Jesteś super mega, a jakbyś kiedyś chciała porozmawiać to wal do mnie jak śliwka w kompot! - Powiedziała, odkładajac informatory na biurko.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 8 z 12]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach