Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Biuro strażników parku i ranczo Mt. Dragoon

Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 6 z 12]

Mistrz Gry

Mistrz Gry
First topic message reminder :

Niedaleko wejścia do parku stoi budynek w którym urzędują strażnicy oraz inni pracownicy parku krajobrazowego. Zajmują się oni nie tylko kontrolą pobliskich terenów oraz fauny i flory, ale także prowadzeniem rancza należącego do parku.
Do zadań strażników należy patrolowanie parku, prowadzenie ewidencji zwierząt oraz roślin, pilnowanie porządku oraz pomoc turystom. Co jakiś czas organizują też wycieczki (piesze i konne), lekcje w plenerze dla dzieci z pobliskiej szkoły, a także współpracują z Muzeum Historii Indian. Na ranczu pracuje także weterynarz zajmujący się zwierzyną z parku oraz hodowane są konie udostępniane wycieczkowiczom.
Każdy strażnik ma na wyposażeniu odpowiedni mundur i krótkofalówki oraz dostęp do pickupów, którymi patrolują okolicę.

Budynek jest sporych rozmiarów, lecz nie posiada piętra. Wybudowany jest z jasnej cegły, a nad szerokimi drzwiami wejściowymi wisi tablica oznajmiająca, że jest to miejsce pracy strażników parku. W środku znajduje się wielkie pomieszczenie z recepcją i poczekalnią oraz kilak gabinetów, w których pracują strażnicy robiący raporty. znajdziemy tu tez magazyn z bronią oraz innym potrzebnym sprzętem. Tam tez znajduje się tylne wyjście z budynku.

Za samym biurem wybudowano ogrodzony wybieg, a w oddali widać dwa budynki rancza - stajnie oraz niewielki dom mieszkalny, w którym pracuje weterynarz.


Liluye

Liluye
- Był we mnie zakochany, ale nie bardzo wiedział co dalej z tym zrobić. Wcześniej.. widywałam go z różnymi dziewczynami, ale nie na długo raczej.. na noc. Był zachwycony Świętymi, zresztą był ich członkiem, jego ojciec też wcześniej. Lubił się bić i tego nie unikał, często wracał poharatany. Dla mnie starał się zmienić niektóre rzeczy i ulegał mi prawie we wszystkim nie chcąc się klócić ani nawet dyskutować - nie wiedziala o czym dokładnie ma mówić, więc teraz zamilkła, zastanawiajac się.
- Wiem, że osoba którą potrąciłam była prostytutką pracującą dla Świętych, a on czegoś im naobiecywał, żebym ja nie miała problemów. Wszystko było tak, jak chciałam.

Victor Romero

Victor Romero
Pokręcił głową.
- Święci, gangi... - mruknął - przekleństwa za takimi chodzą. Jak za wężami i niedźwiedziami.
Oparł się znowu o płot, wpatrzony w leniwie spacerujące kobyły.
- A ty, jak się z tym czułaś?

Liluye

Liluye
- Kuruk - mruknęła i uśmiechnęła się pod nosem. Tak go nazywała, zdrobniale i pieszczotliwie, mając w pamięci że tak nazywał się też jej pradziadek.
- Po pewnym czasie zaczęło mnie to męczyć. Jak chcesz, tak jak chcesz, nie wiem, a jak wolisz, mi to obojętne, możemy jeśli chcesz.. - wymieniała odzywki, które słyszała od Loco. - Ale on chciał dobrze, przynajmniej sądził, że tak jest dobrze. Zaczęłam.. zaczęłam być nieznośna - przyznała. - Myślę, że chciałam sprawdzić jak daleko to zajdzie, zanim się postawi.

Victor Romero

Victor Romero
Uśmiechnął się pod nosem.
- Ha, Kuruk? Naprawdę?
Pokręcił głową.
- Bratając się z niedźwiedziem bratałaś się z czymś, co mogło przynieść ci pecha. - mruknął - brzmi jak zabobon, tak? Wiem, głupio, ale... moc, którą mogłaś od niego brać, mogła być tą złą. Nie warto... nie warto.
Znowu pokręcił głową.
- Głupie, głupie... ale. Ale może... mów, mów dalej.

Liluye

Liluye
- Wyglądał jak niedźwiedź - uśmiechnęła się lekko, wyjasniając.
- Mąż mojej prababki nazywał się Kuruk.. Babka nie mogła zajść w ciąże, zawsze roniła.. Dopiero potem się udalo. - przypomniała sobie. Potem umilkła, zastanawiajac sie na czym skończyła.
- Znajoma, byla zła, bo wcześniej się z nią pokłócilam. Bo.. sypiała z kim popadnie i jej to wygarnęłam. - dobrze, że Lil nie wiedziała, że Cath jest w ciąży i sama nie wie z kim.
- Loco był zły o to co zrobilam.. wszyscy byli źli. No i byłam tam na miesiąc.. Nikt mi nie chciał nic mówić, rozmawiać ze mną normalnie, wszyscy mówili, że wszystko jest dobrze. Wiem, że nie jest. Po wyjściu okazało się, że.. jestem w ciąży. Od tego co stało się w wiosce mocno schudłam, nie jem jak się stresuje.. Loco był zachwycony, oświadczył mi się. Ja też myślałam, że będzie dobrze. Tak.. tak się czułam.

Victor Romero

Victor Romero
- Dziecko z niedźwiedziem - powtórzył sobie w głowie. Nie chciał jednak do tego doprawiać większej ideologii.
Szpital psychiatryczny - to tez mu się aż za bardzo kojarzyło. Pokręcił głową i potarł twarz.
- Jak ci na imię? - Zapytał.

Liluye

Liluye
- Liluye - odpowiedziala od razu.

Victor Romero

Victor Romero
Uśmiechnął się od razu, słysząc to imię.
- Tak sądziłem. Liluye. Liluye, która zajęła się moją ciotką jak ta zwariowała po masakrze w górach.
Spojrzał na dziewczynę.
- Chyba nawet jesteś do niej podobna. Co... co się stało z twoim dzieckiem?

Liluye

Liluye
- CIotką? - spojrzała na Victora zaskoczona. Zagryzła wargę. - Onawa? - zapytała jeszcze.
- Jestem.. podobno. W muzeum jest portret. - po pytaniu o dziecko znów wbiła wzrok w piach ujeżdżalni. Chwilę stała bez ruchu.
- Straciłam je.

Victor Romero

Victor Romero
- Tak, ciotką. Onawą - odparł.
Milczał. Dosyć długo, wpatrzony tylko w Liluye. Jej chudą twarz, słabe włosy i długą szyję. Stał i nic nie mówił, pewnie bijąc się z milionem myśli.
- Ja też chyba swoje straciłem.

Liluye

Liluye
- Jak? - nie mogła się powstrzymać by nie zadać tego pytania, ale nie podniosla wzroku.

Victor Romero

Victor Romero
Wzruszył ramionami.
- Właśnie tego nie wiem. Chyba muszę dopytać swoją żonę. Bo... z tego co wiem, nikt nie widział pryz niej naszego dziecka.

Liluye

Liluye
Pokręciła głową.
- Chyba przyjechała sama - zastanawiala się czy powiedzieć to.. co powiedziala Naiche, ale nie byla w stanie. Miala dość płakania po nocach codziennie, by jeszcze komus o tym powiedzieć.

Victor Romero

Victor Romero
- Nie ważne.
Uśmiechnął ie blado.
- Tu nie chodzi o mnie a o ciebie. Straciłaś dziecko, bo przestałaś wierzyć w to, ze jesteś w stanie znaleźć w sobie jakąś siłę an to wszystko. Głupie... wybacz szczerość.

Liluye

Liluye
Zastanowiła się nad tym i lekko wzruszyła ramionami.
- Może. A może nie. Jak długo miałabym okłamywać Loco, który wyglądał jak zadowolone szczenie, gdy się dowiedział o ciąży i mówił mi, że mnie kocha? - westchnęła. - Ale to i tak by się nie udało.

Victor Romero

Victor Romero
- Czyli go nie kochałaś i sprawiłaś, ze ostatnia łącząca was rzecz odeszła? - zapytał wprost. Może i było to brutalne, ale Victor czuł, ze musi tak powiedzieć.

Liluye

Liluye
Zagryzła warge do bolu i przez długi czas nie odpowiadała, zaciskajac dlonie na belce plotu, na ktorej siedziała. Mała łzy w oczach, ale z góry Victor tego nie widział.
- Tak.

Victor Romero

Victor Romero
- W takim razie musisz się pokajać i odpokutować... - powiedział cicho.
- Ale... duchy są wyrozumiałe.

Liluye

Liluye
- Wiem - odpowiedziala na jego pierwsze słowa. - Ale boję się iśc.

Victor Romero

Victor Romero
- Nie musisz iść sama - dodał.
- Pójdę z tobą. - zaproponował.
Sięgnął znowu do kieszeni spodni i wyciągnął napoczęta paczkę papierosów. Lecz nie zapalił ani jednego z pogniecionych skrętów. Obracał w dłoni zużyty kartonik i patrzył przed siebie.

Liluye

Liluye
Pokiwała głową po chwili, zgadzajac się na to.
- Kiedy?

Victor Romero

Victor Romero
- Kiedy czujesz się na siłach, Sokole - powiedział, wpatrując się w białe, pogniecione papierosy.
- Kiedy będziesz chciała zaśpiewać.

Liluye

Liluye
- Powinnam to zrobić już dawno.. Kiedykolwiek - stwierdzila. - Nawet zaraz. Ale mogę ci dac moj numer, odezwiesz się jak będziesz mial chwilę na to.

Victor Romero

Victor Romero
Uśmiechnął się lekko.
- Chętnie wezmę od ciebie numer telefonu - odpowiedział, odsuwając się od płotka. Z kieszeni spodni wydobył telefon i wystukał coś na nim. Potem podał go kobiecie, by ta mogła wpisać swój numer.
- Postaram się odezwać jak najszybciej... a jakby co, to mieszkam w motelu.

Liluye

Liluye
Wstukała swój numer, sprawdziła i oddała mu telefon.
- Nie wiem nawet jak masz na imię - stwierdziła po chwili.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 6 z 12]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach