Słodka Brzoskwinka

First topic message reminder :





Stan na 2017 rok:
Nowy właściciel - Clyde Sawicky

---

Słodka Brzoskwinka to jeden ze słynniejszych klubów w mieście. Stał się popularny do tego stopnia, że postanowiono zaostrzyć selekcję, gdyż klub nie był wstanie pomieścić wszystkich, którzy chcieli przyjść na imprezę! Jednak to nikogo nie odstraszyło – wręcz przeciwnie! Brzoskwinka stała się jeszcze bardziej elitarna i wielu stawia sobie za punkt honoru przekroczenie jej drzwi.
Jeśli uda Ci się już dostać do środka, oniemiejesz z nadmiaru różowego koloru, mieszającego się z żółtym i pomarańczowym światłem. Neony nad głównym barem migocą równie intensywnie co lampy nad parkietem. Jak już przyzwyczaisz się do kolorystyki wnętrza, na pewno zachwycą cię wymyślne drinki przygotowywane przez znanego w całym mieście barmana Maxa; a gdy wychylisz pierwszy kieliszek, ruszaj do tańca, by całkowicie się zapomnieć!


Weekendowe imprezy w Brzoskwince to drogie, kolorowe alkohole, celebry ci w salach dla VIP-ów i śmiało wyginające się tancerki w różowych spodenkach. Można by nawet powiedzieć, ze arizońska pustynia zamienia się tu w kalifornijską plażę. Miejscowi biznesmeni i śmietanka towarzyska wydaje swoje brudne dolary, a dzieci bogatych rodziców wychylają kolejne szoty kupione dzięki fałszywym dowodom. Zresztą, pojęcie fałszu jest tu powszechnie znane i nawet lubiane...a właścicielka, pani Smith, dba o to, by nikt o tym nie zapomniał.



Żeby się dostać do klubu, należy przejść selekcję. Mnożnik na charyzmę: Charyzma + k6 * 5. W zależności na którą salę/loże chcesz się dostać, należy przekroczyć dany próg:

Zaśmiał się cicho, słysząc tę panikę i zakłopotanie w jej głosie.
- Spokojne, już jestem po śniadaniu wielkanocnym. Trzeba było nieco odsapnąć od rodzinny.
Tak, wieczór w klubie to wspaniały sposób ucieczkę od świat.
Wstał, podszedł do Cath i ucałował ją w policzek.
- Wesołych Świąt. 
Moim jednak Cath się odsunęła, Smith zdążył dotknąć jej ramienia.
- Ja też mam pytanie do ciebie.

Gdy usłyszała o śniadanku to aż był jeden malutki i króciutki moment, w którym pożałowała, że nie pojechała do domu. Szybko jednak doprowadziła się do porządku
- Taaak... Ja już tak odpoczywam od pół roku... - mruknęła po cichu, jakby do siebie. Jednak humor jej się popsuł dosłownie na kilka sekund, bo zaraz Smith jej życzył wesołych świąt w bardzo miły sposób. Mało nie zemdlała, a nogi trzymała wyprostowane z trudem.
- Dziękuję i panu też życzę. - odparła zagarniając włosy za ucho. Już miała iść, gdy ją zatrzymał. Spojrzała na niego z uniesionymi brwiami. Znowu recepty?
- Tak?

- Nie byłoby prościej, jakbyś pracowała dla mnie bezpośrednio? - Zapytał wprost - wtedy nie musiałabyś się sama martwić o ochronę.

Ron słuchał wszystkiego w milczeniu, oparty o ścianę z poważną miną. Obserwował całe zdarzenie oraz otoczenie wokół rozmówców. Zapomniał, że dziś Wielkanoc i większość sklepów była zamknięta - no cóż i tak musiał zabrać kobietę w to miejsce.
Gdy usłyszał o pracy proponowanej przez Smitha, to wiedział, że ktoś zasili szeregi firmy Smith & Family.

Chwilę tak stała milcząca, wyraźnie gryząc się z własnymi myślami. Nie zastanawiała się chyba nad tym jeszcze. Było dobrze tak jak teraz. Miała mniej wyrzutów sumienia, ale w jednym Smith miał rację. Była zdana tylko na siebie. Aż się wzdrygnęła, gdy wyobraźnia znowu podsunęła jej dziwne pomysły.
- Ale... Dla pana? Nie dla Skittlesa czy pana żony? - wypaliła, niewiele się nad tym zastanawiając. Naprawdę mało wiedziała o tej ich hierarchii, dlatego tak niepewnie się czuła. Zaczęła się nieświadomie bawić bransoletką przy nadgarstku.
Obejrzała się na Rona jakby chcąc coś dodać, ale zrezygnowała.

- Tylko dla mnie - potwierdził, spoglądając na kobietę. Nie dosunął się ani na krok, wpatrzony w Cath. Nawet na moment nie odwrócił od niej wzroku, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z obecności Rona.

O dziwo nie czuła się przyparta do muru czy przytłoczona tym spojrzeniem. Raczej jak zahipnotyzowana. No i odpowiedź Smitha była taka jaką Cath chciała usłyszeć. Czy mówił prawdę, czy nie - nie wiedziała tego i teraz o tym nie myślała nawet.
- Skoro dla pana to w porządku. - odparła i uśmiechnęła się słabo. Dłonie jej się trochę trzęsły, nie będąc do końca pewną w co się pakuje. No, ale dla pana Smitha wszystko.
- Ale spluwę dostanę, tak? - rzuciła jeszcze z nadzieją robiąc oczy sarenki.

- Oczywiście, ze dostaniesz - odpowiedział, uśmiechając się. Nic więcej nie musiał dodawać. Z czasem Cath dowie się, z czym to się wszystko je...
Anthony w końcu oderwał wzrok od kobiety i spojrzał na Rona.
- Ty też masz jakieś prośby i pytania?

-Aktualnie brak.-odparł krótko, choć był ciekaw tematu wypłaty, lecz poczeka z tym do przyszłego tygodnia jeśli miałaby się ewentualnie spóźniać.
Cath wydawała się trochę zmieszana tym wszystkim tak jak Brody na początku, ale chyba ona nie miała świadomości do jakiej grupy teraz dołączyła oraz to, że teraz nie ma do końca wolnej woli.

- Dziękuję.
Skinęła głową, wyraźnie usatysfakcjonowana odpowiedzią Smitha. Dostać broń to jedna sprawa, a strzelać z niej? Oj będzie musiała sporo poćwiczyć.
- Czeka mnie długa nauka. - rzuciła, wymawiając na głos niemalże swoje myśli. Potem odwróciła się i podeszła do Rona. Uniosła brwi. Myślała, że on także ma tutaj jakiś interes. - To po co jechałeś taki kawał?!
Rzuciła zaskoczona.

-Primo - zapomniałem, że dziś święta, więc sklepy są zamknięte. Secundo- wątpię by ktoś zabrał cię w to miejsce bez jakiegoś większego pytania oraz podejrzeń, a w tej kiece nie wyobrażam sobie ciebie w autobusie.-powiedział po czym wrócił do swojego "trybu czuwania" gotowy na kolejne pytania lub ewentualny rozkaz wyjścia.

Smith uśmiechnął się lekko, słysząc słowa Rona.
- Widocznie lubi prowadzić samochód. A teraz... wybaczcie... będę musiał was opuścić, bo mam jeszcze parę spraw do załatwienia.
Poprawił marynarkę, jakby szykując się do wyjścia; chwilę potem wskazał dójce wyjście na podwórze, z którego mogli skorzystać.
- Będziemy w kontakcie...
Zabrzmiało to jak groźba.

Wzruszyła ramionami słysząc słowa Rona i gdy Smith zbierał się, by ich opuścić to posłała mu uśmiech.
- To my się zbieramy. Do widzenia! - rzuciła na odchodnym, a potem pstryknęła palcami mijając blondyna. To chyba był sygnał, że zarządziła ewakuację wskazanym wyjściem. Gdy była już na zewnątrz to odetchnęła i złapała się jedną dłonią za głowę. Chwilę tak stała, zastanawiając się nad czymś, a potem odwróciła się w stronę mężczyzny.
- Idziemy gdzieś jeszcze, czy wracamy do Old Whiskey? - zapytała.

Ron tylko podniósł rękę na pożegnanie i wyszedł za kobietą. Gdy ta zapytała się go o wyjście na miasto powiedział:
-Nie ma za bardzo gdzie pójść - dziś Wielkanoc.-stwierdził, po czym spojrzał w niebo, bo coś kapnęło na niego albo mu się po prostu wydawało, choć pewnie to drugie bo to Arizona - wielka pustynia Ameryki.

Machnęła niedbale ręką nagle będąc niezwykle rozluźnioną znów. Jak tylko Smith zniknął z jej pola widzenia była znów w pełni sobą.
- Duże miasto, mało ważne święto. Na pewno, by się coś znalazło. - obejrzała się na budynek, a potem na Rona. Mrugnęła do niego i szturchnęła go w żebro. - No, chyba, że do Brzoskwinki na tańce hulańce. Może spotkasz kogoś interesującego i się rozchmurzysz.
Uśmiechnęła się, ale ruszyła w stronę auta. Jak się zdecyduje to chyba jej powie.

Myślał całą drogę do samochodu, czy wrócić do domu, ale gdy wsiadł już do auta i przekręcił kluczyk w stacyjce, powiedział:
-Jedziemy tylko na chwilę do sklepu...-powiedział i jak wszyscy zapieli pasy, ruszył do sklepu na Janssen Street.

z/t x2 -> http://www.oldwhiskey.pl/t88p45-janssen-street#12220

/ z przystanku w Appaloosa

W sumie dobrze, że żaden ochroniarz czy gościu czekający do klubu nie był świadkiem tego w jakże efektowny sposób wychodzą z autobusu. Klasa musi być, na bogato. Dlatego przyszły po prostu piechotą, a Cath chichotała pod nosem, plącząc nogi jak rasowa modelka na wybiegu, ale utrzymując się wyjątkowo dobrze w pionie.
Nie kłopotała się, by stać w kolejce i zaczęła mijać łańcuszek ludzi, kierując się prosto do ochroniarza. Szła pewnym krokiem i trzymała Liluye za rączkę.
- Chodź. Idziemy się bawić!

Lil stwierdziła, że musi uważać na ilość spożywanego przez Cath alkoholu, bo JUŻ jej się nogi plączą. Lil nie piła, zamówi sobie coś w klubie, ona nie musi zaprawiać się przej wejściem. Spojrzałą na mijany łancuszek ludzi.
- Ej, zaraz, a kolejka? - spojrzala na nia pytajaco. Nieladnie tak sie wpychać!

Prychnęła i machnęła niedbale na ludzi stojących w kolejce, a reakcją na to były nieprzychylne damskie spojrzenia, a męskie bardziej przychylne, hihi.
- Przestań. Nie po to zabrałam cię w takie miejsce, byśmy się zestarzały w kolejce. Zresztą o tej godzinie najlepsze towary już są w środku. - odparła i spojrzała na Liluye. Mrugnęła do niej, a potem podeszła do wielkiego ochroniarza. Nachyliła się mu do uszka, kładąc rękę na ramieniu i coś szepnęła. Zapewne imię i nazwisko i rzuciła, że jest od Smitha. I oczywiście, że Indianka jest z nią. Liluye jednak tego nie słyszała.
Potem się odsunęła i uśmiechnęła uroczo, a jak!

Ochroniarz spojrzał na dziewczyny tym samym, krytycznym wzrokiem. Tak, jak patrzył na każdą blacharę i dresa, którzy wypili za dużo i im się zdawało, że są już fajni. Nie byli, co uwielbiał komunikować. To samo tyczyło się gówniarzy z podrabianymi dowodami, facetów w brudnych butach i dziewczyn z chamską szpachlą na ryju. I dziewczyn z ogólnie paskudnym ryjem.
Niestety, nie zdążył powiedzieć im, żeby wypierdalały na koniec kolejki, bo Cath raczyła wspomnieć magiczne nazwisko.
Teraz spoglądał na dziewczyny jeszcze bardziej podejrzliwie.
- W porządku, do środka - powiedział niechętnie.
Za dziewczynami rozległ się szum oburzenia.

Spojrzala podejrzliwie na cala ta sytuacje, obejrzala sie na kolejke i weszla pewnie wciagnieta do srodka przez Cath.
- Cos ty mu nagadala?!

Zasłoniła usta dłonią i zachichotała jakby właśnie została przyłapana na jakimś małym grzeszku. Szły właśnie korytarzem z wieloma różnokolorowymi lampami, które migały i niemalże oślepiały.
- Że się z nim umówisz na romantyczną kolację. - rzuciła rozbawiona i ruszyła dalej, a dudniąca muzyka stawała się coraz głośniejsza.
Po chwili posłała tajemniczy uśmiech Liluye.
- Widzisz jakie to proste?

- Raczej że ty - fuknęła i szła z Cath. Najchetniej wbilaby sie wlasnie w jakas za duza bluze i nie dala sie zauwazyc nikomu w tej przykrotkiej sukience.
- Dla ciebie. Jestem ciekawa cos mu nagadala - rozgladala sie po korytarzu. Nigdy tu w koncu nie byla.

Ciągnęła ją dalej, chociaż nie na siłę. Była wesoła i ćwierkała jak skowronek, chociaż coraz głośniej, by muzyka już naprawdę zagłuszała ich rozmowę. W końcu przystanęły na skraju wielkiej sali, gdzie to wszystko się działo. Cath błyszczącymi oczami wodziła po tłumie spoconych i pijanych ciał.
- Wspaniale! - zakrzyknęła zachwycona, jakby ją to naprawdę rajcowało. Wskazała palcem bar. - Nasz kolejny przystanek. Czas, żebyś ty też się rozluźniła. To będziesz musiała być nadal ciekawa, bo ci nie zdradzę póki nie wypijesz czegoś.
Rzuciła i ruszyła dalej, aż dopadła baru i tam zaczęła machać ręką do barmana.
- Ej, zostaw te lafiryndy, są niepełnoletnie, chodź tu! - zawołała, a Liluye mogła spokojnie robić facepalma ze wstydu.

Przystając na skraju sali Lil ogarnęła ją wzrokiem i na moment wstrzymała oddech. Ale nie z zachwytu. Raczej z przerażenia. A jak się tam zgubi? Nie uśmiechało jej się to. Scisnęła lekko rękę Cath i weszly do srodka.
- Wiesz, że niekoniecznie przepadam za takimi zabawami - rzucila do niej glosno, bo inaczej sie nie dalo i dotarla do baru zaraz za blondynką.
Chciala cos powiedzieć, ale uslyszala Cath i zamiast facepalma pokręcila tylko glową i rozejrzala się po sali raz jeszcze, obracajac sie bokiem do baru.
- Zamow mi coś jak tak bardzo chcesz, ja nie wiem co. MOże byc slodkie..