Bar i salon gier "Chaco Taco"

First topic message reminder :

Chaco Taco to jedno z ulubionych miejsc mieszkańców Old Whiskey. To za sprawą licznych maszyn, które pochłaniają skromne pensje w zamian za kilka minut rozrywki i nadzieję na wygraną.
Jest to budynek wolnostojący, ogłaszający się krzykliwym szyldem. Na pierwszy rzut oka wydaje się zaniedbany, tylne ściany pokrywa graffiti - jednak wewnątrz prezentuje się jednak nieco lepiej. Można tu usiąść przy białej ladzie i zamówić specjalność: czekoladowe tacos! W ofercie znajdują się też tortille i inne przekąski. Wybór alkoholi nie jest zatrważający: głównie piwo, tequila i różne kolorowe drinki. Część lokalu zajmują białe, plastikowe stoliki i krzesła, tyły zaś to strefa rozrywki. Są tu dwa stoły do gry w piłkarzyki, kilka jednorękich bandytów, flippery (znane także jako pinball) i parę symulatorów, dzięki którym zagramy w strzelankę lub wyścigi samochodowe.

-Niby coś w tym jest, ale czasami po prostu mi sie nie chce. - Stwierdził wzruszając ramionami.
-Masz bardzo ciekawe podejście do życia.

Roześmiała się.
- Tak, mi też się czasem nie chce. - pokiwała głową. Bo tak było. Czasem miała ochotę na rano wyłączyc budzić i iść spać dalej. Albo wieczorem zamiast siedzieć w Vivie wyjść gdzieś i zabalować, może pojechać do brzoskwinki i tańczyć, wrócić nad ranem albo w ogóle za dwa dni, z kacem mordercą. Bo czemu by nie? Ale chciała dołączyć do świętych, musiała się wykazać. Choćby najpierw tym, ze jest punktualna i można na niej polegać.
- Ciekawe? Wygodne raczej.

-Jedno drugiego nie wyklucza. Ja uważam, że jest ciekawe. - Odezwał się ten, co nie chodzi do pracy. Delshay dopił do końca szklankę napoju po czym poprosił drugi raz to samo. Był spragniony, ale napój nie zastąpi mu piwa.
-Szlag, gdyby nie ten gruchot to bym się piwa napił. - Zamruczał pod nosem.

- Pij to cię odwiozę. - zaproponowała, w sumie sama zdziwiona tym, że wyszła z propozycją. - A po swoją furę wrocisz jutro. Co ty na to?

-Nie będę pił, kiedy dama siedzi obok bez swojego przydziału alkoholu - zaśmiał się. Miło, że zaproponowała, jednak za bardzo bał się o tego Boss Hossa. Niby staroć, ale na niczym się tak nie jeździ jak na nim.
-Ale miło, że zaproponowałaś. Dziękuję. - Obdarował Autumn jednym ze swoich wdzięcznych i chłopięcych uśmiechów. Niby był pełnoletni, ale ani to dorosłe, ani dojrzałe. Dzieciak w skórze mężczyzny.
-Ale jak Ty chcesz się napić, to chętnie zaoferuję podwózkę, a nawet przywiozę Cię jutro po twój wehikuł.

- Albo.. możemy upić się obydwoje i wrócić do domu z buta, a jutro wybrać się tu z powrotem. - zaproponowala jeszcze inną wersję. Może taka przejdzie?

-Barman, proszę dwa piwa. - Był widocznie zadowolony z tej propozycji.
-Zacznijmy od czegoś lekkiego. - Zaproponował już po fakcie.

Roześmiała się.
- To mi się podoba. - pokiwała głową i zgarnęła swoje piwo z baru by się napić.
- Ile czasu tu mieszkasz?

-Jakiś rok. Tak, równy rok. - Odpowiedział zastanawiając się chwilę na początku. Wziął butelkę i pociągnął spory łyk.
-A Ty? Jak długo już mieszkasz w Old Whiskey?

- Też coś kolo tego. - odpowiedzialą. - Skąd jesteś? Tzn z rezerwatu tutaj czy tego dalej? Navajo czy Apacz? - costam wiedziala, choć niewiele. Nie interesowalo ją to zbytnio. Raz z nudów poszla do muzeum i tyle.

-Jestem Apaczem i wychowywałem się w rezerwacie Mescalero. Gdyby nie obecność mojego ojca chętnie bym zamieszkał tam. - powiedział pół żartem pół serio.
-Ale tu też mi się podoba, nawet. W końcu tylu tu ciekawych ludzi. - Przy tych słowach podniósł butelkę piwa jak do toastu i wypił kolejne kilka łyków.

- Uhm. - mrukneła zatkana na chwile butelką.
- To czemu sie stamtad wyniosles? - sama tez uniosla butelke na znak toastu i usmiechnela sie do niego.

-Nie chcę teraz opowiadać historii życia, bo to by było dziwne. Ojcu odbiło, po śmierci matki. Nie bardzo uśmiechało mi się znosić jego humorków. - Rzucił obojętnie, jakby to nie było nic wielkiego.
-Ale koniec smętków! Trzeba się cieszyć! W końcu zawarłem dzisiaj nową i bardzo interesującą znajomość! - Kolejny toast kolejny łyk. Znając jego głowę zaraz padnie.

- No tak. Nie wszystkie historie są radosne. - stwierdzila i wzruszyla ramionami. Jej tez nie byla, ale starala sie tym nie przejmować.
- Dlaczego wybrałeś akurat Old Whiskey? - ona też piła równo, ale na pewno miala twardsza glowe do alkoholu niz indianie. Chociaz o tym nie wiedziala.

-Bo stąd mam bliżej do rezerwatu niż z Appalosa City. - Wzruszył ramionami - To, że nienawidzę ojca, nie znaczy, że mam w dupie moją kulturę. - Uśmiechnął się szeroko dumny z samego siebie.
-A Ciebie co tu sprowadza?

- No też racja. Chociaz gdybym mogla to wyjechalabym stad jak najdalej. Ale chyba cos mnie tu trzyma. - popukala dlugimi paznokciami w butelke i dopila alkohol do konca.
- Chcialam sie wywrwac od siebie, jeszcze wieksza dziura niż tu..

-Dziura nie dziura, utknęliśmy tutaj na jakiś czas. - Co prawda to prawda, chociaż rzeczywiście, Old Whiskey nie było jakąś wielką metropolią.
-A co myślisz o tutejszym gangu? - również dopił swoje piwo i już czuł, że coś się dzieje.

Poprosiła kolejne piwo i zerknęła na mężczyznę koło niej pytajaco czy też chce.
- Wiesz, pracuje w Vivie.. - wzruszyła lekko ramionami, popijając drugie piwo.
- Zwykle są mili, tylko uwazaja sie za zabawnych rzucajac jakies głupie komentarze. Ale da się przyzwyczaić. - i niektórzy są całkiem całkiem w łóżku! Ale tego mu już nie doda.
- A co? Interesujesz się?

-Jeszcze jedno dam radę. - gdy dostał piwo napił się, tym razem małymi łyczkami.
-Nie chyba. Jestem po prostu ciekaw. Tylko trochę. - Po co mu to było? Chciał zacząć jakieś interesy robić, ale chyba życie w gangu to nie jest zabawa dla niego.
-A Ty? Chcesz być ponad zwykłą kelnerkę w Vivie?

- Tylko trochę ciekaw? - uniosła jedną brew, zaciekawiona. - No ładnie, ladnie.. - uśmiechnęła się znad butelki, popijając.
- Hm.. chcialabym. Ale nie wiem czy to wyjdzie. - wzruszyła lekko ramionami. - Chłopcy najchętniej widzieli by mnie w innej roli.. - napiła się znów dużym łykiem.
- Hm. Niedyskretne pytanie. Skąd ta blizna? - dotknęła swojego policzka w tym miejscu.

-Kopnij jednego czy drugiego w krok, to od razu Cie przyjmą - zaśmiał się i zaraz po tym pociągnął spory łyk piwa.
-Blizna... - dotknął swojej blizny, która była już jego codziennością. Przestał zwracać na nią uwagę.
-Za dzieciaka ojciec wziął mnie i brata na polowanie. Nie było to do końca legalne, ale co my gówniarze mieliśmy do gadania? W pewnym momencie brat coś mu powiedział, stary na niego skoczył, ja chciałem ich rozdzielić i ojcowskim nożem dostałem. Wiesz, że jeszcze mnie zwyzywał? Idealny rodzic. - kolejny łyk, kolejne procenty. - Ale stare dzieje. Przynajmniej czymś się z tłumu wyróżniam hahahah - śmiał się tak, by wszyscy w barze go słyszeli. Nawet w sumie nie miał tego w planie, ale jakoś tak wyszło.

- Hm.. nie musiałeś mówić w sumie.. W sensie, wiesz, skoro to niemiła historia. - wymamrotała, bo trochę jej było głupio.
- Hej, co ty masz taką słabą głowę, co? - nie wiedziała, ze Indianie nie trawią alkoholu.

-Tak jakby mój lud ma hmmm problemy... w ogóle nie trawimy alkoholu. Więc dwa piwa to mój taki maks. Jak chcesz się uchlać, to nie dzwonisz po mnie. Co do historii to nie przejmuj się. Już mało mnie obchodzi przeszłość. - podróż do domu będzie ciężka, szczególnie, że kolejny łyk zasilił Indianina.
-To co teraz się dzieje jest najważniejsze.

- Ej, ej, ale ja cię nie dokulam do domu, więc lepiej mi to oddaj. - złapała jego butelkę i wypiła najpierw duszkiem ze swojej, a potem podpiła jego.
- W sumie niegłupie. Gorzej jak cię przeszłośc może kiedyś dopaść. - miala na mysli swoja przeszłość. Ale tego wiedzieć nie mogl.

-Pieprzenie. Jeśli teraz zyskałaś prawdziwych przyjaciół, nową rodzinę. Masz nowe życie to żadna przeszłość Ci nie zagrozi. - Uśmiechnął się wesoło i trochę posmutniał w drugiej chwili.
-Ech, przydałoby się już iść do przyczepy. Nie wróżę sobie świetlanej nocy...