Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Parking przy wjeździe do parku i bar "Jackie"

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 5 z 8]

Mistrz Gry

Mistrz Gry
First topic message reminder :

Jeśli zamierzasz udać się na wycieczkę po parku krajobrazowym, to dobre miejsce by zacząć. Tutaj można zostawić samochód i dalej iść pieszo, jeśli ma się taką ochotę. Zwykle jest tu dość tłoczno, stoją tu nie tylko samochody osobowe, ale i wycieczkowe autokary.
Wychodząc naprzeciw potrzebom klientów, przy wjeździe do parku znajduje się niewielki bar, w którym obsługują zarówno rdzenni Amerykanie, jak i biali obywatele. Jest to drewniany budynek, wewnątrz ozdobiony indiańskimi wyrobami i wielkim, jelenim porożem. Jedzenie jest tu całkiem smaczne, szczególnie po całodniowej wyprawie!


Bobby Thompson

Bobby Thompson
Pokręcił głową.
- Nie wiem zbyt wiele. Słyszałem tylko w radiu, że jakiś wybuch i pożar na gospodarstwie gdzieś... W okolicach.
Zaśmiał się, bo nie bardzo wiedział, co dalej jej powiedzieć.
- Sławne historie, sam nie wiem. O, ostatnio jeszcze słyszałem o akcji policji stanowej, tutaj w parku. Rozbili jakąś siatkę kłusowników - pokiwał głową.

Hoo Lee Fuk

Hoo Lee Fuk
Zmrużyła oczy i otworzyła zeszyt. W takim razie trzeba było się dowiedzieć! Hasło: "WYBUCH I POŻAR GOSPODARSTWA" również zagościło na lekko pożółkłych kartkach papieru. Zaraz potem dołączyła do tego notatkę o kłusownikach i policji stanowej. O mamuniu, to jednak coś się tutaj działo!
-Wow, a ja myślałam, że tu jest spokojnie!-zachichotała, zamykając zeszyt.-Chyba nie będę się tutaj nudzić...-zawiesiła głos, zastanawiając się nad tym przez chwilę.
Nie. Nawet sama o to zadba, o!
Spojrzała na Bobby;ego i jego skończony posiłek. I zdała sobie sprawę, że przez cały czas rozmawiała z kompletnie obcym mężczyzną.
-Nawet się nie przedstawiłam...-wymamrotała.-Hoo Lee Fuk.-powiedziała, wyciągając do niego rękę.

Bobby Thompson

Bobby Thompson
Uśmiechnął się, wzruszając lekko ramionami. No cóż! Wskazał ruchem głowy na notes, w którym pisała coś zaciekle.
- Dziennik z podróży? - spytał zainteresowany, co tam tak pisała.
Wyciągnął dłoń i uścisnął ją energicznie.
- Bobby Thompson, miło poznać! Skąd pani przyjechała?

Hoo Lee Fuk

Hoo Lee Fuk
Spojrzała zaskoczona na notes, który wskazywał jej palcem. No tak. Mogła się spodziewać, że to nie ujdzie niczyjej uwadze. Ale nie chciała zdradzać, że była pisarką. Ludzie oczekiwali potem, że zostaną im przyznane wielkie zasługi jako pomoc przy książce i zazwyczaj wariowali przy spotkaniu sławnej osoby.
Poza tym... chciała zacząć trochę na nowo, tak?
-Tak... jakby. Lubię wszystko spisać. Daje mi to poczucie jakiejś... organizacji.-wyznała, uśmiechając się i przytulając zeszyt do siebie.
Zacięła się przy jego pytaniu.
-Och, teraz z... Nowego Jorku, ale... urodziłam się w Tucson. Także trochę znam te okolice.-odpowiedziała.

Bobby Thompson

Bobby Thompson
- Ahaaa... - pokiwał głową. Bobby był zbyt roztrzepany, by prowadzić takie coś. Jak coś zapisywał w kalendarzu, to i tak potem zapominał do niego zajrzeć.
- Ooo! O, Tucson! - ożywił się wyraźnie. - Uczyłem się tam!
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ha, Nowy Jork! Nigdy tam nie byłem, aż wstyd! - pokręcił głową. - A pani była tam przelotem, czy dłużej?

Hoo Lee Fuk

Hoo Lee Fuk
Ona również się ożywiła.
-O, naprawdę? Długo?-spytała, prawie go dopadając.
Zagryzła wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
-W sumie to... trzy lata.-przyznała, uśmiechając blado.
Ech, Nowy Jork... Tyle wspomnień!

Bobby Thompson

Bobby Thompson
- Trzy lata na uniwersytecie stanowym - odparł bez wahania. - Plus minus, bo wiadomo, po ukończeniu jeszcze trochę minęło, nim się ogarnąłem i zdecydowałem co dalej - zaśmiał się.
Obejrzał się na bar, rozważając czy pójść po coś do picia.
- To też trochę czasu. Pracowała tam pani?

Hoo Lee Fuk

Hoo Lee Fuk
Zachichotała.
-Oj, znam to.-stwierdziła z przekonaniem.-Ja długo nie mogłam znaleźć swojego miejsca.-wyznała.-W sumie... to dalej go nie mam...-powiedziała po chwili, cicho, załamana tym odkryciem.
No bo... co ona teraz robiła? Żyła na walizkach!
Oho, zaczynała się rozgadywać i naprawdę angażować się w rozmowę. Zaraz bardzo swobodnie palnie o swojej karierze i opowie mu dramat swojego życia.
-Tak. Przez chwilkę. Wcześniej uczyłam.-powiedziała, woląc przywołać coś, o czym swobodnie mogła mówić.

Bobby Thompson

Bobby Thompson
- Och - mruknął pod nosem Bobby. - Uczyłaś? - zagadnął, gdy wyczuł, że ton głosu kobiety stał się pewniejszy. - A czego?
Oj, ciekawski Bobby.

Hoo Lee Fuk

Hoo Lee Fuk
Przytaknęła żywo.
-Mhm, dosyć długo zresztą! Na początku małe dzieciaczki, ale potem przeskoczyłam do szkoły średniej... a teraz miałam propozycję na kilka wykładów na uniwersytecie... ale to chyba nie dla mnie.-przyznała.-Umm, angielskiego!
Ktoś tu chyba się rozgadywał!
Machnęła ręką.
-A ty wróciłeś tu po studiach czy... jak?-zapytała, zmieniając trochę to, kto teraz był w centrum zainteresowania.

Bobby Thompson

Bobby Thompson
- O, no proszę. - Zaśmiał się. Potem przeprosił na chwilę swoją rozmówczynię i podskoczył do baru po dwie szklanki wody. Podsunął jedną Hoo Lee.
- Nieee. To znaczy, uczyłem się na collage'u i uniwerku w Arizonie, w pobliskich hrabstwach, więc tak znowu daleko mnie nie wywiało. A teraz siedzę w Old Whiskey... Od paru lat.
Mina mu trochę zrzedła.
Wszak gdyby rzeczy potoczyły się inaczej, to by go tutaj nie było. Ale lepiej to, czy gorzej? Sam nie wiedział.

Hoo Lee Fuk

Hoo Lee Fuk
Przyjęła szklankę z zaskoczeniem, ale podziękowała, przysuwając ją bliżej siebie.
-No ale... nie jesteś stąd?-upewniła się, zaczynając szperać w torebce.
Wyciągnęła kilka cukierków i jednego rozpakowała, i włożyła do ust. Z przyzwyczajenia co jakiś czas ciamkała sobie coś słodkiego, choć w niewielkich ilościach.
-Hm?-podsunęła mu woreczek z łakociami.
-To czemu tutaj?-wróciła do rozmowy, przekładając słodycz między zębami a policzkiem.
Oparła głowę na ręce i przyglądała mu się z zainteresowaniem.
Nie ma to jak nagle porozmawiać sobie z ledwo poznaną osobą o tym, co się udało komu w życiu, a co nie!

Bobby Thompson

Bobby Thompson
- No z okolic. Ogólnie to z Tombstone. Znasz Tombstone? Każdy zna - zasmiał się znowu.
Wyciągnął rękę po cukierka i również wrzucił do ust. Odmawiać nie będzie!
- A bo... Moja dziewczyna tu mieszkała i pracowała - powiedział z pewną niechęcią. Wzruszył lekko ramionami.

Hoo Lee Fuk

Hoo Lee Fuk
-To niedaleko Tucson! Pewnie, że znam.-również się zaśmiała.
Zmarszczyła brwi, patrząc na niego. W sumie pewnie nie powinna pytać... Ale ciekawość zwyciężyła.
-Po tonie wnioskuję, że nie jesteście razem?-zagadnęła, odchylając się do tyłu.
Westchnęła.
Miłość była do dupy. Zawsze tylko jedna strona przeżywała to tak naprawdę. A może... a może tak ciężko było trafić na tą drugą połowę? Ech!

Bobby Thompson

Bobby Thompson
- Nie - odparł krótko. - Wyjechała i się sprawy trochę... posypały - powiedział i uznał, że tyle wystarczy. Nie było sensu do tego wracać i Bobby starał się tego nie robić. Popił wody i rozejrzał się po barze.
- Chyba będę się zbierał - obwieścił. - A ty? Na zwiedzanie muzeum?

Hoo Lee Fuk

Hoo Lee Fuk
Zawiesiła wzrok na szklance, wzdychając.
-Cóż, ty przynajmniej nie zostałeś wyrzucony z własnego mieszkania!-rzuciła pocieszająco, jednak po chwili się zmieszała.-Eeee...-mruknęła zmieszana, szybko.-Tak. Idę prosto do muzeum.-zebrała szybkim ruchem swoje rzeczy, zdając sobie sprawę, że powiedziała za dużo.
-Było miło, Bobby. Dzięki za flesz.-skłoniła się lekko.-To... do zobaczenia?-zaryzykowała takim pożegnaniem i...
I już jej nie było!

/zt

Bobby Thompson

Bobby Thompson
Ojej. To zabrzmiało niezmiernie smutno! Kobieta się zmieszała i pożegnała szybko, więc zdążył tylko odpowiedzieć "do zobaczenia". Bobby zapłacił za jedzenie i również wyszedł.

zt

Foxxy McGyver

Foxxy McGyver
// pewnie z motelu, w którym i tak się nic nie dzieje. 16.05.2013r, przedpołudnie//
Czas na zwiedzanie uroczych okolic Old Whiskey Morgan miała bardziej ograniczony. Prawa w dwóch miejscach sprawiała, ze nie miała siły nawet na wieczorne piwo. Jednak dzisiaj miała wolne i w barze, a no w motelu to i tak nie było co do roboty. jak na jej pełne emocji życie, prowadzone na krawędzi to.. bardzo sie uspokoiło. w życiu nie miała czasu by zwiedzać park krajobrazowy. W każdym razie stała obok parkingu czytając regulamin na wielkiej tablicy. Nie wolno palić, śmiecić, spożywac alkoholu...

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Niedaleko Morgan zatrzymał się z piskiem żółty garbusek - wart chyba więcej niż wszystkie samochody w okolicy razem wzięte... Wysaidła z niego blond dziewczyna, na oko lat szesnaście; kragła buzia, szerokie uda  i małe stópki. Ubrana jednak nie tak, jak można było się spodziewać po właścicielce takiego samochodu. Ciężkie, skórzane buty, szary podkoszulek i spodnie z mnóstwem kieszenie. Na plecy zarzuciła spora torbę, przypominająca futerał na broń.
Sabrina Smith wybierała się na dziwy spacer po okolicy.
Ściągnęła różowe okulary, które tkwiły na jej nosie; podeszła do tablicy przy której stała Morgan i sama zaczęła ją oglądać.

Foxxy McGyver

Foxxy McGyver
Morgan była również rebeliancko ubrana. koszulka z jakiegoś koledżu, do którego na pewno nie chodziła i spodnie, już wytarte nawet z mała dziura na kolanie. na stopach miała trampki. Co jak co, to były najtańsze ciuchy, a nawet te dziwne ubranie na blondynce było wart więcej niż nie jeden taki garbus. Nie no przesada oczywiście. Trochę zdziwiło ją, że blondynka czyta tablice. Morga doczytała wszystko i dopiero wtedy spojrzała na nastolatkę obok. Nic nie powiedziała. Wyciągnęła tylko papierosa, bo na terenie parku nie można palić.. śmieszne. Jednak zapas nikotyny musiał być uzupełniony. Już trzymała papierosa w ustach i chciała znaleźć ogień. Przeszukała wszystkie kieszenie.. psiakość musiała zostawić w recepcji.
- Młoda.. masz ogień? - zagadała. Gdyby wiedziała kogo to dzieciątko, ojoj.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Sabrina spojrząła na Morgan. Uśmiechnęła się sodko.
- Nie mam, od tego capi z gęby i się choruje. - odpowiedziała piskliwym głosikiem, nawet nie próbując ukryć akcentu, którego nauczyła się od matki z Teksasu.



Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw 29 Sty 2015, 12:30, w całości zmieniany 1 raz

Foxxy McGyver

Foxxy McGyver
Kurde ona chciała tylko cholerny ogień, a nie uczyć małolaty palić. Morgan przewróciła oczami, bo kurka trochę dla niej małolata nie wyraźnie mówiła. Według niej Amerykanów lepiej czasami nie rozumieć. Angielka ze zrezygnowaniem schowała papierosa. Teraz to ją będzie nosiło.
- A ten akcent to skąd wytrzasnęłaś? - spytała się nawet z ciekawości. Sama mówiła o wiele inaczej, czasami, niektóre słowa akcentując jak tutejsi. Jednak nie specjalnie przykładała się do maskowania swojej brytyjskości.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Naburmuszyła się. chyba nie spodobała jej się ta uwaga.
- Nieładnie jest pytać ludzi o takie rzeczy, proszę pani.
Poprawiła pasek torby na swoim ramieniu i założyła ponownie swoje różowe okulary w kształcie serduszek.

Foxxy McGyver

Foxxy McGyver
I ona jej to mówi, gdy ludzie po prostu się pytają skąd jest? Morgan rzadko pokazywała emocje, ale jakoś to zdziwienie odpowiedzią dziewczyny wymalowało jej się na twarzy. Wzruszyła ramionami i odwróciła się.
- Przepraszam jeśli uraziłam panią. - powiedziała. Prawda była taka, by dziewczyna przestała panienkować. Po czym Morgan ruszyła przed siebie. Nie szła szybko, bo jej noga zaczęła jej dzisiaj bardziej dokuczać niż zwykle. Kurde wyglądała jak cholerny Doktor House, tylko ten miał dobry zawód i laskę. No.. nie żadnej laski sobie nie kupi, bez przesady.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Sabrina nie panienkowata, po prostu bywała szczera.
Gdy Morgan nieco odeszła, dziewczyna zajrzała do swojej torby i wyjęła z niej broń myśliwską. Sprawdziła czy ma naboje i zawiesiła karabin na ramieniu, ruszając przed siebie.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 5 z 8]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach