Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Dom Williama Parkera - obecnie: Consueli Ramirez

Idź do strony : Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18 ... 28 ... 40  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 17 z 40]

William Parker

William Parker
First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Na podwórku znajduje się podjazd.
+ później będzie dodatkowy opis
Od 28.05.2013 dom jest własnością Consueli Ramirez.


Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Latynos runął na podłogę, ogłuszony i nieprzytomny.
Consuela chwyciła nóż, który wcześniej upuścił, po czym podbiegła do niego na paluszkach, by sprawdzić, czy jeszcze żyje. Przyłożyła mu dłoń do szyi, wyczuwając tętno. Podniosła głowę, by rozejrzeć się po twarzach tutaj zebranych, po czym poderwała się z miejsca i szybkim susem dotarła do drzwi, zamykając je na cztery spusty. Zasłoniła też wszystkie okna, bo nigdy nic nie wiadomo.
- Nikt stąd nie wychodzi, rozumiecie? Nikt. Nic się też tutaj nie wydarzyło. - mówiła cicho, w kompletnej panice. Za oknem rozległo się głośne muczenie. No tak, zapomniała o krowie!
Znowu rozejrzała się po twarzach Baby, Trish i Florencio.
- Czy ktoś z was przyjechało tutaj samochodem? - zapytała, po czym zwróciła się do Trish.
- Znajdź tu coś, czym możemy go związać i zakneblować. - potem cisnęła palcem we Florencio.
- Ty pilnuj dziada, w razie gdyby się ocknął. - rzuciła w jego stronę nóż, tak w razie czego.
- A ty Bejbe... - omiotła ją wzrokiem, sprawdzając, czy żyje - Nie umieraj. - potem szybko chwyciła za telefon.
- I niech nikt nawet nie myśli, żeby dzwonić po policję. nie pójdę siedzieć za Buendiów. - przyznała płaczliwym tonem, po czym w panice zaczęła dzwonić po wsparcie.

Florencio Constantino

Florencio Constantino
- Auto, nie.
Och, Old Whiskey miało ogromną zaletę posiadania tylu pięknych niewiast. Ale jednocześnie była także długa skaza, że przemoc była także wszechobecna. Niegdyś nie skrzywdziłby muchy. A teraz? Chciał lać gościa po mordzie!
Złapał nóż i rzucił si, senora, a potem usiadł zgrabnym tyłeczkiem na plery Enrique, mając nóż w gotowości. Pochylił się z stronę Baby, która była taką niewinną, bezbronną kruszynką. Wziąłby ją w ramiona gdyby, nie nieprzytomny gościu oraz Trish i Consuela.
- Senora. Spokojna. Ty być bezpieczna.

Trish Levy

Trish Levy
Trish zdezorientowana patrzyła na Consuelę, któa latała po pomieszczeniu niczym opętana wiewiórka.
Opętana wiewiórka... Ta wizja rozbawiła Patricię, więc chwilę nie skupiała się na wyczynach Consi.
- No, raczej że nikt nie wychodzi... - Powiedziała, przestając się chichrać. - Totalnie pada. - Dodała znużonym tonem i rozejrzała się po pokoju. A, martwy Latynos i prawie martwy Latynos.
- No co ty, ja nawet prawka nie mam! - Powiedziała głośno. - Ale jakby co, to umiem prowadzić samochód. - Dodała ciszej i puściła do Consueli oczko. Tajemnica i wielka konspira.
- Okej, okej... Spoko... Omg, totalnie spoko... - Powiedziała wstając chwiejnie na dwie nogi. - Robiłam BDSM. - Uspokoiła zebranych i poszła najpierw do kuchni, żeby poszukać zabawek.
- Buendia? - Zawróciła się. Stała w drzwiach z szeroko otwartymi oczami i zaciśniętymi ustami. - Totalnie słyszałam to nazwisko. - Powiedziała w końcu, czknęła i poszła do kuchni. A potem do łazienki. Szukała sznurek do wieszania prania, linkę, jakąś szmatę albo gąbkę, żeby zakneblować jegomościa...

William Parker

William Parker
<- z raju rachunkowego, dom, początek

Will się ogarnął, poszedł do warsztatu i zdziwił nieznacznie. Miał swoją torbę, coś tam w warsztacie chłopakom napomknął i wziął auto.
I mógł ruszyć na wschodnią, aby zatrzymać się pod domem w pięknym samochodzie, który okazał się... grafitowym karawanem, bo i tak potrzebował rozruszania od dłuższego czasu postoju w warsztacie.
Zapukać nie zapukał, wszedł jak do siebie. Miał zapasowe klucze przecież. Poprawił torbę na ramieniu i rozejrzał się.
- Ja pierdole.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Musimy się pozbyć ciała! On tu nie może tak leżeć! - mruczała Consuela, miotając się po salonie, jak oszalała.
- Dzięki Bogu, już jesteś. - pisnęła, ruszając w kierunku Parkera. Rozchyliła lekko zasłony, by rzucić okiem na karawan, którym przybył pod dom.
- nie mam pojęcia co zrobić z tym drugim. - przyznała, wskazując na Enrique, pilnowanym przez Florencia.
- ...no i z całą resztą... - dodała, czując nad sobą czarne chmury.

Kostki dla Florencja na ŚLEPY LOS:
parzyste - Enrique odzyskuje przytomność i zaczyna się szarpać. Czekasz na kolejne kostki.
nieparzyste - dalej leży powalony, razem z Trish zabieracie się do krępowania mu kończyn i kneblowania go.

William Parker

William Parker
Spojrzał po obecnych i westchnął, a następnie pokręcił głową i przytknął palce do wewnętrznych kącików oczu.
- Następnym razem pilnuj się przy zapraszaniu gości, najlepiej nie rób imprez, bo tylko trupy po niej zostają - rzucił do niej i spojrzał na tego martwego typka, ściągając torbę. - Powiedziałbym, żebyś poinformowała Bakera, ale powinnaś była to zrobić - spojrzał na nią, a potem w torbie zaczął grzebać, by wyciągnąć rękawiczki, które założył.
- Z całą resztą czyli... nimi, tak? - wskazał na zebranych. - Nie mogłaś wcześniej zadzwonić? Trudniej teraz będzie wynieść trupa i towarzysza idiotę.

Baby Jane

Baby Jane
Bejbe zgodnie z komendą Consueli, próbowała nie umierać. Oddychała ciężkim, świszczącym oddechem, ze zgrozą wpatrując się w faceta, który mało brakowało, a przeprawiłby ją na drugą stronę.
Podkuliła nogi pod siebie, jakby w obawie, że jednak wyrwie się spod ciężaru Florencia i znów wpadnie w morderczy szał. Potem usłyszała znajomy głos kolejnego Świętego. Super.

Florencio Constantino

Florencio Constantino
nieparzyste (5) - dalej leży powalony, razem z Trish zabieracie się do krępowania mu kończyn i kneblowania go.

Enrique się nie ruszał, a zatem, gdy Trish znalazła linki, sznurki i gumki od majtek i zaczęli wspólnie związywać nieprzytomnego gostka. Gdyby nie trup obok, to pewnie byłoby to nawet w pewien sposób romantyczne.
- Co tu się stało? Jak to? Czemu tamten nie żyje? Zabiliście go? - zaczął wypytywać kobietę i spoglądał kątem oka na Parkera, który rozmawiał z Consuelą. Zacmokał z dezaprobatą, na to co się tu działo, a potem wyprostował się jak dąb i pomógł Trish. Spojrzał na roztrzęsioną Baby i teraz mógł się zając pocieszaniem. Usiadł obok i objął drobną dziewczynę, silnym ramieniem mrucząc coś spokojnym głosem.
- Baby powinna wrócić do domu. To nie na jej nerwy. - rzucił do gospodyni, wyjątkowo poważny. Najlepiej jakby zabrał ją do siebie i utulał do snu. Trish też. Hehe.

Trish Levy

Trish Levy
Trish przyszła ze wszystkimi zdobyczami, zadowolona z siebie, że tym razem nie dała dupy.
- Omg, Willy! Cześć! - Podskoczyły jej piersi, a potem ona. - W końcu przyszedłeś! Trochę totalnie powiew czasie, no ale... - Powiew czasu był zapewne złą godziną. Trish kucnęła przy Florenciu i zaczęli wiązać Enrique czy innego Ricardo. Gdy tak wiązała, jej mózg zaczął powoli pracować. Po minucie zerwała się na równe nogi, próbując połączyć wszystkie fakty ze sobą.
- Omg, Buendia! To są ci od narkotyków? - Zapytała ciszej, nachylając się lekko do przodu. - Myślicie, że mają jakieś przy sobie? - Zapytała ze szczerym zainteresowaniem i z nadzieją.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- No co ty. Baker mnie zabije. - pisnęła, przykładając dłonie do twarzy.
- Tak, to właśnie ci. - opowiedziała na pytanie Trish, po czym zerknęła w stronę Florencio i Baby.
- Nikt się stąd nie rusza, ok? - powiedziała nerwowym tonem, po czym podeszła do okna, zerwała jedną z zasłon i zaczęła w nią owijać truposza.
- Will, co z tym żywym? Masz na niego jakiś pomysł? - zapytała, znowu bliska płaczu.

William Parker

William Parker
- Cześć, Trish - powiedział, a dalszych słów nie dosłyszał, cham. Albo na nie odpowiedział, co i tak wychodzi na to samo.
- Powinien to zrobić, bo jak nie kurwa tęczowy dureń, to teraz dwóch jego imbecyli masz w domu - machnął na tych Buendiów, a potem pomógł Consueli w owijaniu truposza, podnosząc najpierw jego barki, a potem tyłek i potoczył nim nieznacznie.
Spojrzał na Florencia.
- Wyjdzie z tego, na razie tutaj siedźcie, żebyście nie narobili sobie więcej kłopotów. I ogarnijcie wszystko.
- Jestem na kacu, nie myślę dzisiaj - rzucił do Cruelli, przewiązując jakoś niedbale końce zasłony. - Jeden na nic się nie przyda, więc można się go pozbyć, a drugiego... - zastanowił się. - Albo oddać Skittlesowi i niech się nim zajmie albo też podpytać, trzymając go w warsztacie. - spojrzał na nią. - Nie rycz.

Baby Jane

Baby Jane
Florencio usiadł obok niej i zaczał znów trajkotać po hiszpańsku, więc nic nie zrozumiała. Skorzystała jednak z okazji, by się w niego wtulić. Dalej ciężko jej sie oddychało i podejrzewała, że będzie nosić sine ślady ataku jeszcze przez kilka dni.
- Sprawdź - wychrypiała do Trish, zapewne ledwo słyszalnie, gdy ta wspomniała o narkotykach. O, teraz to by jej się działka przydała. Ale byli tu Święci, więc jeśli nie ten dryblas, to któreś z nich by ją zaciukało.
Cóż, Consuela nie musiała się na razie martwić, że Jean się gdzieś ruszy. Raczej nie miała na to siły. Przenosiła tylko wzrok z jednej osoby na drugą, gdy dyskutowali, co robić dalej z trupem i nieprzytomnym.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Ale jak my się pozbędziemy ciała i jakoś po ludzku uprowadzimy tego drugiego? Przecież jest biały dzień. - zauważyła, znowu przejeżdżając dłońmi po twarzy, patrząc cielęcym spojrzeniem w stronę Parkera.
- Może ty i Trish pojedziecie pozbyć się ciała. Dacie radę, będę stała na czatach. Ty, Florencio zabierzesz stąd tę krowę, a ja z Baby zostaniemy tutaj i będziemy pilnować tego drugiego. Jak wrócicie, to może wymyślę co z nim zrobić. - kiedy Parker podzielił się z nimi pomysłem oddania go Skittlesowi, Consia prychnęła jak kotka.
- Może go jeszcze w dupę pocałujesz? - to oznaczało: nie.

Florencio Constantino

Florencio Constantino
Gdy Baby Jane tak się do niego tuliła to nie chciał wcale nigdzie iść z tą krową (prawdziwą krową). Ale, że jego ukochana Consuela tak nakazała to wstał i pogładził Baby po główce, potem ucałował w czółko i ruszył do wyjścia by zabrać mućkę na pastwisko. Wyszedł na zewnątrz i spojrzał na kobyłę i westchnął.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Jakby mało było cyrków, przed domem znalazł się wrzeszczący już od kilometra Randall
...i posterunkowy Stubeck.
- Widzi pan?! Krowa! Moja krowa! I ten złodziej! Florencio! - zawołał już z oddali i pogroził mężczyźnie pięścią.
- Proszę się uspokoić panie Randall. Tylko spokój nas może uratować. - oznajmił poważnym, grobowym tonem, po czym zwrócił się do Florencio.
- Stać! - Florencio akurat własnie stał, jednak odrobina przezorności nie zaszkodzi.
- Czy dopuścił się pan kradzieży tej oto krowy?
- No przecież, że się dopuścił...! Skąd by się tutaj nagle wytrzasnęła?!
- Prosze zachować spokój, panie Randall. Panie yyyy... - spojrzał na Florencia.
- Florencio - pomógł mu Randall.
- Panie Florencio, yyyy....
- Constatntino.
- Constantino! Pójdzie pan z nami na komendę do wyjaśnienia sprawy. Prosze zabezpieczyć zweerzę, jako dowód w sprawie. - założył na nos okulary przeciwsłoneczne. - ...albo niech pan ją po prostu zabierze, panie Randall. Ale potem, szybciutko na komisariat, rozumiemy się?

Florencio Constantino zostaje przewieziony na posterunek, aresztowany na 48h i zwolniony z pracy!

zt

William Parker

William Parker
- Brawo za spostrzegawczość, chcesz do niej punkty? Bo mnie zastanawia, kiedy się skapnęłaś, że ten nie żyje, jakbyś nie mogła wcześniej o tym pomyśleć - sarknął pod nosem.
Słuchał jej pomysłu i się zaśmiał, przesuwając truposza pod ścianę, bo mu przeszkadzał.
- Naprawdę? - rzucił z niedowierzaniem. - Mam równie świetny pomysł, co ty. Bierz Florencia, krowę i trupa i jedziecie się pozbyć, weźcie jeszcze Trish, a ja tu zostanę z Baby - oznajmił. Niestety, Consuela trafiła na zły dzień Parkera.
- Prędzej ty mogłabyś to zrobić, bo teraz twoje śmieci sprzątamy - odparł, równie sarkastycznie jak proponował z tym Skittlesem. - Znajdź lepiej łopatę i obcęgi - rzucil do dziewczyny i przykucnąl nad trupem, odpalając papierosa. A jak usłyszał wrzaski, to podszedł do okna i zaczął słuchać tej wymiany zdań, by pokręcić głową z rozżaleniem.
- Bez krowy i bez Florencia. Jest lżej - odparł, ale to nie znaczyło, że się cieszy.

Trish Levy

Trish Levy
Trish oparła się chwiejnie o szafkę i wypięła swoje atuty. To było przeznaczenie, że William się tu znalazł!
- Wybawiasz nas z kompresji! - Uśmiechnęła się szeroko i pogładziła niedbale Baby Jane po głowie. Słodka, biedna Baby Jane! - Tak, super plan, Consuela! - Pisnęła Trish, klaszcząc w dłonie, po czym szybko przestała. William zawsze... Zachęcał ją do mniejszej ekspresji, a biorąc pod uwagę sytuację - było to bardzo wskazane. - William, wiemy, że to kiepska sytuacja, ale totalnie się nie gniewaj, to nie nasza wina! Sam sobie umarł! - Trish odwróciła się do Consueli. - No, to ja totalnie pojadę z Willym i... - Urwała, gdy usłyszała zamieszanie na zewnątrz. Zakradła się do okna i zerknęła jednym okiem, nasłuchując głosów.
- O nie! - Westchnęła dramatycznie, odwracając się plecami do ściany. - Florencio został ujmany!

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Serce jej podskoczyło do gardła, kiedy zorientowała, że przed jej domem znajduje się policjant. na szczęście dość szybko wziął Florencia i się ulotnił. Zła wiadomość: wziął Florencia. Miała nadzieję, że nie wypapla niczego, co mogłoby tu psów zwabić z powrotem.
Słysząc Parkera wpadła w jeszcze większą histerię.
- Spał! Jak my wszyscy! Czego ty, kurwa nie rozumiesz! Najwidoczniej zaćpał się, czy coś! Miałam latać przez cały wieczór i wszystkim po zgonie mierzyć puls?! - prychnęła - Chyba cię pojebało!
Po jego kolejnych słowach jej policzki przypominały już dwa, dojrzałe pomidorki. mogła poprosić o pomoc kogokolwiek, a nie jego.
- Nie, to NASZE śmieci! To Buendie! Powinieneś pozbywać się ich z , kurwa, uśmiechem na twarzy! A teraz idź i zakop gdzieś gnoja, jak na Świętego przystało! - nie wierzyła, że to mówi, ale jednak.
- A ty Trish... błagam, bądź mniej głupia niż zawsze, to może się mu na coś przydasz.

Baby Jane

Baby Jane
Skrzywiła się lekko, gdy Trish pogładziła ją, a może raczej poklepała po głowie, jak jakiegoś psa spotkanego na spacerze. Znowu potarła szyję i wyprostowała się, usiłując przyjąć nieco godniejszą pozycję na kanapie.
Chociaż potem pomyślała, że to bez sensu.
Żadna ze zgromadzonych tu osób nie uważała jej za godną czegokolwiek, a przed chwilą prawie została uduszona. To dawało jej pełne prawo do leżenia dalej na kanapie i zdychania, podczas gdy cała reszta sikała po gaciach. No dobra, tylko Consuela.
Należało się szmacie, przeszło Jean przez myśl.
Przesunęła spojrzenie na Parkera, który był jeszcze bardziej irytujący niż zwykle. I ani trochę święty!
- Lepiej go zabierzcie, bo zacznie śmierdzieć - mruknęła w sufit, marszcząc nos.

William Parker

William Parker
- Mnie pojebało? To nie ja do cholery jasnej robię imprezy, na których kurwa wszystkich zapraszam, a potem jęczę, że coś poszło nie tak! - warknął na Consuelę. - I to jest kurwa w twoim interesie, by pilnować tego, co sama robisz.
Nie wierzył, że Consuela po raz kolejny znowu się bawiła w imprezowicza, organizatorkę Projekt T(rup).
Mogła kogoś innego poprosić, to fakt. Oboje mieliby spokój w tym momencie.
- Zacznij być w końcu odpowiedzialna za to, co robisz! - odparł zmęczonym tonem, zaciskając co jakiś czas usta w wąską linię. - A teraz idź po jakąś łopatę i obcęgi, bo bez tego nie ruszę - warknął do niej. - Jak wrócę słyszę, że poinformowałaś Bakera, bo inaczej cię do niego za kłaki zawlokę i będziesz mu się tłumaczyć, czemu znowu na imprezie miałaś kogoś z kartelu.
Spojrzał na Trish.
- Złap go za nogi - rzucił do blondynki, obchodząc trupa. Zanim jednak chwycił go za ramiona, zdążył wziąć dwie, mocniejsze tabletki przeciwbólowe, a papierosa wetknął w usta, łapiąc za materiał z zamiarem przeniesienia go do karawanu.

Trish Levy

Trish Levy
Trish stała wciąż pod ścianą, przysłuchując się wymianie zdań. Drgnęła, gdy Consuela zwróciła się do niej.
- Ok. - Powiedziała, wzruszając ramionami. Mogła się zachowywać inteligentnie. Mogła nawet mówić z angielskim akcentem i założyć koszulę zapinaną pod szyję, jeśli by sobie zażyczyli.
- Dobra, dobra! - Ruszyła do trupa i ochoczo chwyciła go za nogi. W końcu to William prosił! Silny, niewzruszony i wciąż niezdobyty William.
Może odwdzięczy się jej za przysługę?
Chociaż teoretycznie, to on wyświadczał usługę im... Więc byli kwita? W sumie, to nie była jej impreza, ani jej gość... I takim oto rozumowaniem doszła do wniosku, że nie tylko William będzie jej teraz wisiał przysługę, ale również Consuela!

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Consuela położyła dłonie na skroniach.
- nie wytrzasnę ci teraz żadnej łopaty, bo nie mam. Mówiłam ci za to, że mam trupa w domu i liczyłam, że skoro zjawiłeś się tu, by mi pomóc, to przygotowałeś się na tę okoliczność. - oznajmiła już spokojniejszym tonem, jednak chyba właśnie dostawała mini-wylewu.
Widząc, jak William i Trish zajmują się podnoszeniem Miguela z ziemi, Consuela nerwowo zaczęła dreptać w miejscu.
- Rozejrzę się, czy teren jest czysty.

Kostki na ŚLEPY LOS, rzuca Trish albo William:
parzyste - teren czysty, można ładować zwłoki do auta
nieparzyste - ulicą, przy której stoi dom Ramirez, przechodzi kilku przechodniów. Rzucacie jeszcze raz na ślepy los:
1,2,3,4 - kiedy tych kilka osób minie dom, możecie zacząć działać
5,6 - pewien starszy pan przystanął przy karawanie i zaczął jej się przyglądać, najwidoczniej będąc ciekaw który z mieszkańców OW opuścił ten świat.

Trish Levy

Trish Levy
3 -ulicą, przy której stoi dom Ramirez, przechodzi kilku przechodniów.

Trish nadęła policzki, podnosząc ciało z podłogi. Miała kondychę, ale podnoszenie trupa, to nie to samo, co pozycja odwróconego orła!
- Czysto? - Zapytała Consueli. Była głupiutka, ale nie na tyle, by nie wiedzieć, że przy pozbywaniu się ciała nie może być świadków. W końcu oglądała seriale kryminalne, prawda? Consia zapewne dała im znak, żeby poczekali.

1 - kiedy tych kilka osób minie dom, możecie zacząć działać.

- Czas pozbyć się problemów, Parker. - Rzuciła tonem złoczyńcy z Ciemnych zaułków. Oni też często musieli się pozbywać ciał! ...Ale nigdy nie robili tego w dzień. - A może poczekamy aż będzie tak zajebiście ciemno, co? - Rzuciła, rozglądajac się po zebranych.

William Parker

William Parker
- ...to zobacz w mojej torbie czy mam to, czego potrzebuję - mruknął pod nosem, poprawiając zasłonę i upewniając się, że ta się nie rozwiąże podczas przenosin, ale nie, dobrze przewiązał.
- Czy nikogo nie ma - wytłumaczył Trish, uprzednio licząc do pięciu, bo jednak szybko potrafił się uspokoić. W końcu był tym z najcierpliwszych.
- Chcesz siedzieć z trupem, nad którym zaraz będą latać muchy i będzie capił porządnie? - spytał, jakoby upewniał się, że dobrze słyszał. - Wolałbym się teraz pozbyć i tyle - mruknął, poprawiając uścisk i sprawdził czy wszyscy przeszli.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Na litość boską, po prostu już wyjdźcie, zanim znowu ktoś się pojawi na horyzoncie!Nie dajcie się złapać i uważajcie na siebie. - powiedziała, gryząc kciuk ze zdenerwownia. Tak czy siak czuła, że mają podwójnie przejebane. To coś jak przeziębić się w Auschwitz.

William i Trish mogą opuścić dom Ramirez i zacząć myśleć co zrobić z ciałem.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 17 z 40]

Idź do strony : Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18 ... 28 ... 40  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach