Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Dom Williama Parkera - obecnie: Consueli Ramirez

Idź do strony : Previous  1 ... 15 ... 27, 28, 29 ... 34 ... 40  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 28 z 40]

William Parker

William Parker
First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Na podwórku znajduje się podjazd.
+ później będzie dodatkowy opis
Od 28.05.2013 dom jest własnością Consueli Ramirez.


Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Tym bardziej musisz wyjść stąd piękny. - powiedziała, uśmiechając się, tym razem bez cienia złośliwości. Może i dziewczyna nie należała do piękności, ale w tym momencie można było odważyć się na stwierdzenie, że wyglądała w tym uśmiechu nawet ładnie.
- ...chociaż pewnie i tak przyjęłaby cię z otwartymi ramionami, nawet takiego przeżutego przez Dionizosa. - użyła wzniosłej metafory, która usłyszała gdzieś wcześniej w jakimś serialu.
- Co w niej najbardziej lubisz? - dopytała, obejmując kubek obiema dłońmi i wpatrując się w torebkę po herbacie na jej dnie, ignorując pytania o pralkę.

Harry Bright

Harry Bright
- Hah, a co? Teraz jesteś cudotwórcą? - zaśmiał się zmęczony - Mnie tam nic teraz nie pomoże. Jedyne co mnie doprowadza do względnie estetycznego stanu to dobrze dopasowany garnitur.
Oparł się i dopił swój rumianek, żeby ukryć swoją smutna minę. Jedyny plus tej całej cgryi w której brał udział to to, że na chwile nie myślał o tym jak bardzo ma nieszczęśliwe małżeństwo. Nie skomentował domniemania Consueli poza wzruszeniem ramionami. Alice pewnie tylko popatrzy na niego z obrzydzeniem... jeżeli w ogóle ją zastanie w domu.
- Wszystko - powiedział bez chwili zawahania - jej uśmiech, jej oczy, to jaka jest dobra, czuła i wrażliwa i w ogóle wszystko. No i ma nieziemskie pośladki. - westchnął po chwili z rormarzeniem przypominając sobie ten widok, którego nie miał okazji podziwiać od kilku lat.
- To co z tą suszarką? Nie mogę wrócić do domu w damskim dresie.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Consuela uniosła brew, obczajając Harry'ego niedyskretnie.
- Pierdolisz głupoty, Colin. W tej koszulce totalnie bym cię brała. - przyznała szczerze - ...gdybyś był z jakieś 150 lat młodszy. - pokiwała głową. Słuchała słów mężczyzny z lekkim rozczuleniem, uświadamiając sobie jednocześnie, że żałuje trochę, że jej pewnie nigdy nie spotka takie uczucie. Chyba, że na Starej Kiszewie. Będzie musiała popracować nad jakimś łapiącym ze serce wątkiem romantycznym. Odnotowała swoje postanowienie w głowie i skinęła głową w kierunku łazienki.
- Wysuszy się w pralce. Już pewnie jest gotowe, możesz sprawdzić. - oznajmiła, osuszając kubek do dna.

Harry Bright

Harry Bright
Zaśmiał się tym razem szczerze.
- Dzięki chyba. Założę, że to miał być komplement, dziecko.
Wstał podciągając ciasne spodnie, które zjeżdżały mu z tyłka i poszedł po swoje ciuchy. Wrócił już wyglądając jak nauczyciel geografii zamiast przeterminowanej gwiazdy hipster emo punku.
- Masz - rzucił jej koszulkę na twarz - żebyś miała o czym myśleć zamiast o swoim bankructwie. - uśmiechnął się .

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- O tak, Colin. - mruknęła z lekką kpiną, po czym uśmiechnęła się, kręcąc głową i zaciągając się materiałem swojej koszulki.
- Na pewno twój zapach odwiedzie moje myśli od tego, jak mam przejebane. - zaciągnęła się raz jeszcze - Mmmmm... pachnie jak nastoletni spiryt. - i roześmiała się głupawo.
- Wracaj do domu, Colin. Bachleda-Curuś pewnie czeka na ciebie z wałkiem w dłoni.

Harry Bright

Harry Bright
- Taka jest tego idea - wskazał na nią palcem - Trzymaj się, dziecko.
Odwrócił się i wyszedł z kuchni.
- Idę się kajać, a z brydżem nie żartowałem - poczłapał na boso do drzwi i poszedł robić łok of szejm do domu.

/zt

William Parker

William Parker
/ początek, 27.08, godz: 14:40

Will się przeszedł. Musiał chwilowo odpocząć i odsapnąć. Z deszczu pod rynnę właściwie, skoro trafił pod dom Consueli. Nie dość, że wcześniej musiał gadać z Trish i wątpliwą przyjaciółką, to teraz miał zamiar sprawdzić, jak tam u Ramirez, której meksykański temperament mógł zapewnić bardzo szybko siwiznę.
Zapukał.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
...i wbrew temu, co ostatnio myślał sobie Baker, to było jedyne pukanie, jakie mógł zaznać u małej Ramirez.
Po powrocie do domu i porannej rekonwalescencji w towarzystwie Harry'ego, Consuela legła na kanapie, w samych gaciach w słoniki i koszulce z Kill Billa i spała snem kamiennym. Nie słyszała dobijania się Parkera, gdyż właśnie reprezentowała stan w konkursie piękności wraz z pływającymi symfonicznie wydrami, ogórkiem i Colinem Farrelem. Odbierała właśnie puchar z mydła, który cały czas wyślizgiwał jej się z rąk, ogórek śmiał się z niej i mówił, że jest łajzą, a Colin Farrel mówił po mandaryńsku i tańczył czaczę.

William Parker

William Parker
Co tam, że jej dom był względną ruiną, do której można było wleźć. Co tam, że mógł wbić przez okno sypialni, której Consuela nie da rady tak szybko ogarnąć, nie mając kasy. Po prostu... Will nie pukał już ostrożniej, a głośniej, jakby z naglącą potrzebą i większą nadzieją, że Cruella się obudzi.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
A Ramirez przeżuwała włąśnie ogórka, który nagle podniósł rozpaczliwy wrzask, nazywając ją mordercą. Nie zdążyła mrugnąć, kiedy to była wieziona do Guantanamo - więzienia na wyspie, otoczonego fosą z krokodylami, w którym to miał być wykonany na niej wyrok śmierci załaskotania jej na śmierć. Consuela jęknęła cicho przez sen i przewróciła się na drugi bok.

William Parker

William Parker
Przejrzał kieszeni, nie mogąc znaleźć klucza do swojego byłego domu. Trudno, chwilę popukał w drzwi, a potem uznał, że to pieprzy.
Najpierw sprawdził drzwi i to o tyle na dobre wyszło, że mógł normalnie wejść do środka. Nie musiał włamywać się zaklejonymi oknami. Widok śpiącej Ramirez mógłby być rozczulający, gdyby to, że już drugi raz będzie kogoś wyrywał ze snu.
Wsparł dłonie o swoje boki i westchnął ciężko.
- Ramirez, do pionu, kurwa! - krzyknął, choć był niemalże pewien, że to i tak jej nie obudzi.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Co drzesz morde, no co drzesz mordę... - mruknęła pod nosem niewyraźnie - Jesteś zwykły pikiel i tyle. - dodała sennie, jednak zaraz po tym otworzyła oczy, wbijając nieprzytomny wzrok w Parkera, który nad nią stał. Pewnie się jeszcze nie obudziła. Z tego koszmaru.
Uszczypnęła się, by zweryfikować ten fakt, jednak to naprowadziło ją do zupełnie odwrotnym wniosków. Westchnęła, przesuwając dłońmi po twarzy, nie podnosząc się z miejsca.
- Po co tutaj przyszedłeś? Myślałam, że jesteś zbyt zajęty kumaniem się z Buendiami...? - uniosła wysoko brew.

William Parker

William Parker
- Nie, byłem zbyt zajęty bawieniem się w niańkę i budzik, a potem zebraniem kasy - powiedział, nie siadając ani nic. - I skończ, bo nie ma sensu nad tym się zastanawiać - dodał, zastanawiając się nad tym, ile ona musiała wypić.
- Kac męczy? - spytał, dopiero chwili decydując się na to, aby usiąść. Chwycił nogi Ramirez, dźwignął, usiadł, a jej nogi ułożył na swoich nogach.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Nie ma sensu się nad tym zastanawiać?! - prychnęła, a maleńki ułamek jej gorejącej nienawiści do Buendiów własnie się miał przelać na Williama.
- Może mi wyjaśnisz dlaczego nie ma sensu się nad tym zastanawiać?! Może od razu pododawajmy się ze Skittlesem do znajomych na fejsbuku! - warknęła i zabrała swoje odnóża z ud Parkera.
- Po co tu przylazłeś? - zapytała nieprzyjemnie.

William Parker

William Parker
- A takiego nie macie, kurwa, planu, żeby zacząć sobie z nimi przybijać piątki i współpracować, by się pozbyć?! - odpowiedział od razu pytaniem na pytanie. - Bo zaczynam się gubić w tym, co się kurwa dzieje - dodał.
- I nie baw się w przesłuchiwanie. To raczej działka twojej siostry. Chyba o tym nie zapomniałaś, co? - zapytał.
- Chciałem sprawdzić, co u ciebie, ale najwidoczniej jest tak dobrze jak zawsze.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Nie pierdol, że akurat Liluye przyjaźni się z Catherine, biorac sobie wcześniej do serca naszą strategię. - prychnęła kpiąco, dalej unosząc głos - Poza tym jak miałaby nam ta indyjska, skośna kurwa tym pomóc?! Najprędzej sprzeda nas tym brudasom, a ty jej jeszcze bronisz! - można było sobie pomyśleć, że wyolbrzymiała problem, jednak rzeczywistość relacji między tymi dwoma gangami bywała okrutna i Parker powinien zdawać sobie z tego sprawę. Koligacje członków tych dwóch zrzeszeń nie powinny mieć miejsca. W ogóle. Nawet ich sztama ze Skittlesem była śmierdzącą fikcją i obie strony zdawały sobie z tego sprawę.

William Parker

William Parker
- Jaką strategię? Powiedziane tylko jest, że wziąć, pomóc, dowiedzieć się i zajebać. Zajebista strategia Ramirez, no kurwa - prychnął.
- A skąd masz taką pierdoloną pewność, że sprzeda? Bo co? Bo nie zaczęła zapierdalać, by każdemu pomagać czy dlatego, że drałuje dla Betty, jakbyś o tym nie wiedziała? Poza tym, jak dziewczynę olewacie wszyscy to macie teraz sapy? - spytał, samemu najwidoczniej zaczynając się denerwować.
- Jasne. Rozumiem nikt nie powinien się trzymać, żadnych relacji, a tak sztuczna atmosfera sztamy przebija każdą gwiazdę po operacji plastycznej, rozumiem - kiwnął. A może Will miał dzisiaj po prostu dość? - Mylisz się, myśląc, że nie wie, jaka jest ta relacja. Pewnie zdążyła się na to nastawić.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Tak długo, jak kuma się z Buendiami mam totalnie w dupie fakt, że zapierdala dla Betty! Ciekawe z resztą, czy Betty w ogóle będzie coś od niej chciała, jeśli dowie się z kim nasza Sriluje się przyjaźni. - oj, z tego wszystkiego głowa ją bolała jeszcze bardziej, a kolejne słowa Parkera nie pomagały.
- Czasem modle się, żebyście mnie tak olewali, Parker. Dobrze wiesz o czym mówię. - w końcu ona jak nikt inny zgarniała opierdol o byle co.
- To są Buendie, do chuja! Ja pierdole! - wrzasnęła, nie wiedząc już jak ma dotrzeć do Parkera - A może ty też dajesz się przeciągnąć na ich stronę, co? - tylko taki obrót spraw wydawał się dziewczynie w tym momencie logiczny, zważając na jego podejście do tej całej sprawy.

William Parker

William Parker
- Chcesz z nią porozmawiać, żeby skończyła rozmowę z Cath? Proszę bardzo, drzwi otwarte, siedzi u siebie albo w Vivie - machnął dłonią w stronę wyjścia. - Z twoim meksykańskim temperamentem uda ci się na pewno słownie wyperswadować to, że Buendia są źli, że my powinniśmy robić to, co do nas należy i eliminować każdego, który próbuje w Old Whiskey handlować. Masz rację. O to chodzi - skinął.
- No widzisz, każdy o coś się modli - powiedział, nieco uspakajając się. Ot, aby nie powiedzieć za dużo.
- Czy ciebie POPIERDOLIŁO zdrowo wczorajszej nocy?! - wrzasnął na Consuelę, a to się przecież rzadko zdarzało! - Przeszkadza ci to, że nie głoszę co kurwa spotkanie jak to Buendia są szmatami, którymi trzeba się zająć. To, że nic nie mówię nie znaczy, że to wszystko mam w dupie, ale wiesz lepiej, jesteś przecież kobietą - kontynuował wrzask, machając dłonią w jakimś roztargnieniu. - Jakbym miał dać się przeciągnąć to sądzę, że już dawno nie siedziałbym w tym mieście, mając spokój. Nie pomyślałaś chociaż o tym, tylko sztyletujesz człowieka, bo nie pierdoli cały czas o tym, jak to kurwa trzeba się zająć? Obowiązków mi przypominać nie musisz, bo jednak trochę siedzę z tą kurtką!

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Ja pierdole. - schowała twarz w dłoniach, czując, że cała się czerwieni i zbiera jej się na płacz. Trzymała się jednak dzielnie. Prędzej by umarła niż zaczęła teraz przeciekać.
- Teraz mi powiedz, Will. Co zrobisz z tym faktem, huh? Co zrobisz z informacją, że Liluye przyjaźni się z jedną z kartelu?

William Parker

William Parker
- Najlepiej - rozłożył ręce, podnosząc się z kanapy i pokręcił głową. Po chwili się zaśmiał, zaciskając palce na swoim nosie.
- Chyba nie słyszałaś tego, że Liluye o niczym nie wie, bo przecież każdy ma ją w dupie z tym, co ona robi i po co tutaj jest. Nieważne - odwrócił się do dziewczyny. - Wcześniej już podejrzewałem o tej przynależności z lekareczką. I może to być dwojakie. Powie się Bakerowi i zobaczy, co on zrobi albo wykorzysta to, że Liluye się z nią zna, ale przepraszam, nie mam nic do powiedzenia - uśmiechnął się przekornie.
- Myślisz, że miałem zamiar to przemilczeć? Liluye wie, jak bardzo przejebane jest z tym faktem.
- Nie ma właściwie nic do powiedzenia o nas, bo nic nie wie.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Zaśmiała się rozpaczliwie, ledwo łapiąc oddech. Nie mogła pojąć dlaczego William tak broni Liluye i nie wierzyła, że Indianka była na tyle głupia, by nie wiedzieć z kim się trzyma. Nawet jeśli nie wiedziała - i tak znajomość z kartelem ją dyskwalifikowała w oczach Consueli i w sumie powinna w oczach całego gangu.
- Nic nie wie? - uniosła brwi, prychając z kpiną. - Wie wystarczająco dużo. I ty też o tym wiesz. Jeśli dalej masz zamiar jej bronić, to wyjdź. Wiesz doskonale, że nie zniosę myśli, że ktoś z nas, obojętnie jak niemile widziany w gangu by nie był, żywi jakiekolwiek zażyłości z kartelem. Zwłaszcza, że dobrze wiesz, co oni mi zrobili. Wyjdź. - powtórzyła, oddychając ciężko.

William Parker

William Parker
William był, jak zwykle, między młotem a kowadłem. Tym, co sam sobie przygotował, czego był świadomy, ale najwidoczniej naiwna wiara w zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko sprawiła, że zastanawiał się, co i jak połączyć. Jak utrzymywać to wszystko w ryzach, choć przecież wiedział z góry, jak to się może skończyć.
Mimo że rozumiał powód bycia w gangu dla Consueli i to, dlaczego jest taką egoistką, to nie mógł dojrzeć tej starej relacji, jaka kiedyś łączyła gang. Tak jak mówił zresztą Maro, którego mu zabrakło. Może i błędnie Parker to wszystko wywnioskował i rozumował, ale każdy miał prawo do błędów.
Odetchnął ciężko.
Ale nie wyszedł. Usiadł obok Consueli, bardziej zrezygnowany.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Dla Consueli sprawy dotyczące kartelu jawiły się tylko w czarno-białych barwach. Jej atak na Parkera był z resztą uzasadniony. Nie można było w tej kwestii zjeść ciastka i mieć ciastka. Tutaj trzeba było wybierać i starannie dobierać ludzi, których trzymało się blisko siebie. Właśnie dla dobra gangu. Consuela zdawała sobie z tego sprawę i bolało ją niezmiernie, że Parker podchodzi do tego inaczej. Przestawała w takich momentach rozumieć jego obecność wśród Świętych.
- Dlaczego tu jeszcze jesteś?! Wyjdź! - wrzasnęła.

William Parker

William Parker
- Wiem, co ci zrobili, dlatego nie powinienem wychodzić - przyznał po wrzasku Consueli. Wiedział i tak, że nie posiedzi tutaj długo. Nie było takiej opcji. - ...jednak z szacunku do ciebie i tego, że mi na tobie zależy okej, wyjdę - jakkolwiek absurdalnie i dziwnie by to nie zabrzmiało to musiał to powiedzieć.
- Porozmawiam z Bakerem i najwyżej dam ci znać - dodał, podnosząc się. - Na razie.
I po chwili wyszedł. Możliwe nawet, że zrobiło mu się źle.

/zt

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 28 z 40]

Idź do strony : Previous  1 ... 15 ... 27, 28, 29 ... 34 ... 40  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach