Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Dom Williama Parkera - obecnie: Consueli Ramirez

Idź do strony : Previous  1 ... 14 ... 25, 26, 27 ... 33 ... 40  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 26 z 40]

William Parker

William Parker
First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Na podwórku znajduje się podjazd.
+ później będzie dodatkowy opis
Od 28.05.2013 dom jest własnością Consueli Ramirez.


Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Moja siostra... jednak chyba nie jest homo. - powiedziała, w tym momencie chyba oficjalnie kończąc swoją misje w oświecaniu ludu informacją o sodomskich upodobaniach Gabrielle.
- ...co nie zmienia faktu, że Pooper wygląda jak brzydka lesba. Może to był właśnie powód dla którego Gabi zdecydowała się za niego wyjść? Może jednak... ciągle jest homo...? - głośno myślała, chyba jednak nie kończąc swojej misji w oświecaniu ludu informacją o sodomskich upodobaniach Gabrielle.
Kiedy William rzucił tekst o tym, że lecą na niego tylko laski z drewna, Consuela uniosła wysoko brwi.
- Może gdybyś nie był tak zajebiście nudny, to trochę inaczej by to wyglądało. Fajna dupa z ciebie Will. Jak cię jeszcze dobrze nie znałam to powiem ci, że leciałam na ciebie. - uśmiechnęła się głupkowato - Totalnie bym się brała za ciebie, ale myślałam, że to nie moja liga. W końcu, no... - spójrz na mnie. - uśmiechnęła się głupkowato, a potem podniosła tyłek z kanapy i polazła do lodówki, by wyjąć stamtąd piwo dla Pakrera. Consia już była po i nie była pewna, czy William będzie w stanie bez procentów zniesć jej wyznania.

William Parker

William Parker
- Chyba - zwrócił na to uwagę. I nie przerywał dalej. Najwidoczniej chęć wysłuchania była faktycznie spowodowana tęsknotą czy niejaką też chęcią sprawienia, że jakakolwiek złość czy uraz zmniejszą się, bo wiadomym było, że nie zanikną całkowicie. - No cóż. Przykrywka byłaby dla niej najwygodniejsza w takiej sytuacji - zaśmiał się i pokręcił głową.
Z zainteresowaniem spojrzał na Consuelę, kiedy sprzedała mu taki komplement. Ba, przechylił głowę na bok, a na jego ustach pojawił się delikatny, może nawet bajerancki (!), uśmiech. Rozchylił nawet wargi, aby coś powiedzieć, ale że Consuela miała coś jeszcze do dodania od siebie to jej nie przerywał.
- A potem nie tyle liga, co byłem za nudny? I relacja się zmieniła? - spytał ze śmiechem i przyjrzał się dziewczynie. - Ale o tym nie wiedziałem, że leciałaś - nie doprecyzował już, że nie zauważył, bo Consuela szybko skupiła się na zaspokajaniu Maro, a potem Setha (chciałam napisać Connora, beka, bo chyba przejeżdżaniem go). - Ale też źle myślisz - powiedział, mając na myśli te jej "spójrz na mnie". Najwidoczniej Will był skromny i potrafił docenić inne (niż jego) piękno.
- To, że jesteś nieogarnięta, nie znaczy, że człowiek nie zwróciłby na ciebie uwagi i bez przesady. Nie ta liga, serio? - parsknął i pokręcił głową.
Będzie. Da radę!

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Tak mniej więcej było. Szybko zorientowałam się, że za twoją urodą rumuńskiego księcia z porcelany kryje się nudny pierdziel. Oczywiście bez urazy, Parker. - uśmiechnęła się niewinnie, mając nadzieję, że przez te parę miesięcy Will zdążył się już przyzwyczaić do jej brutalnej szczerości.
Roześmiała się, kiedy stwierdził, że wcale nie jest z nią tak źle.
- Nie musisz próbować mnie bajerować. Raczej już nie wrócimy do tamtych okoliczności. - powiedziała jasno, gdyż nie była typem wodzącej za nos kokietki. Zdecydowanie wolała wykładanie kart na stół.

William Parker

William Parker
- Właśnie się obrażam. Czekoj - mruknął wielce urażonym tonem i zaraz wzruszył ramionami. - Nie wszyscy mogą być interesujący, Ramirez! - powiedział z cichym jękiem rozpaczy skrywanym w jego głosie od tak dawna, że aż zapomniał, kiedy to było.
- Raczej - zauważył i zmrużył oko. - Zatem tego nie wykluczasz, więc jest szansa - parsknął, poprawił się na siedzisku/ łóżku/ cholera inna, nawet trup może być i napił się piwa. - Nie potrafiłbym znieść tego, że dzieliłbym czas z tobą i Starą Kiszewą - oznajmił! Nawet nie wspomniał o chwilowej myśli, że przecież relacja też była inna, bardziej opiekuńcza. Sfriendzonowana na zaś, jak zresztą każda relacja Willa z kobietą. Prawie.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Znowu się zaśmiała. - Raczej na pewno. - poprawiła się, wciąż śmiejąc się głupkowato.
- Stara Kiszewa to część mnie, stary. Już prawie, dosłownie tyle brakowało, żebym namówiła Maro na pisanie tam. Na pewno by w końcu się ugiął, zawsze się w końcu uginał. - westchnęła z uśmiechem, który już nie trwał na jej ustach długo, gdyż przypomniała sobie, że niedługo potem Salinas podzielił się z nią informacją o tym, że pukał Autumn, no i się dopukał dziecka, a potem wszystko się zjebało. Wciąż bardzo ją to bolało, tym bardziej, że nie przewidywała szansy na to, by mieli być jeszcze chociażby w połowie tak blisko. Bawiącego się nią Setha było jej przeboleć dużo łatwiej.Sama w końcu sięgnęła po piwo.

William Parker

William Parker
Cmoknął pod nosem.
- A szkoda.
Przewrócił oczami.
- Nie przypominaj mi o moim wieku - jęknął i złapał się za policzek, a raczej ten wsparł o swoją dłoń. Jeśli miałby opisać Consuelę to pewnie skończyłoby się na: "Stara Kiszewa, nieogar, śmiertelne imprezy". Tak, to wydaje się najodpowiedniejsze. - A miałaś zamiar kogoś jeszcze namówić? - spytał i się zastanowił.
- Ej, nie ma co się martwić. Masz przed sobie ze trzy razy tyle życia i zmartwień, po co teraz sobie to wszystko psuć? - rzucił.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Próbowałam Bakera... ale on chyba w ogóle nie skumał o co w tym chodzi. - wzruszyła ramionami, a potem spojrzała ze zdziwieniem na Parkera, kiedy ten nagle zaczął swój wywód o tym ile jeszcze życia przed nią, i tak dalej.
- Ale po co mi to mówisz? Wszystko przecież jest w porządku. - oczywiście sama w to nie wierzyła, ale przecież użalanie się nad sobą niczego jej nie da.
- Przecież to tylko dwa wybite okna. - dodała zaraz z głupawym uśmieszkiem.

William Parker

William Parker
- Bakera? - powtórzył. - Sądzę, że mu ciężko byłoby cokolwiek znaleźć w internecie, nie wspomniawszy o istocie gry, tak dla ciebie ważnej - może trochę zakpił, może mówił szczerze i złośliwie wobec samego szef gangu. A wszystko to, bo ciebie kocham i nie wiem jak bez ciebie mógłbym żyć skwitował lekkim uśmieszkiem na twarzy.
- Wzmacniam w tobie wrażenie o tym, jaki jestem nudny - puścił jej oczko, a potem się zaśmiał i napił piwa, spoglądając na wybite okna. Przynajmniej jedno z nich.
- U mnie to się skończyło na piasku i śmieciach przy ganku, tak to nic - odparł. - Nie mam więc się czym martwić prócz tego, że moja noga ubolewa, jak i myśl o wydawaniu pieniędzy - zarechotał i opadł na oparcie czy też materac.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Racja. Proponowanie rozgrywki na tekstowym rpg o Kaszubach było dość... słabym pomysłem. Na szczęście nie aż tak słabym, jak podjebanie mu motoru. - roześmiała się (przez łzy).
- A co tam... u chłopaków? - zapytała trochę niepewnie drapiąc się za uchem. Consuela niby była w Świętych, ale bardzo słabo się ostatnio u nich udzielała. Nie chodziło o akcje, a raczej o obracaniu się w ich towarzystwie w wolnym czasie. W sumie, zważając na okoliczności, nie było w tym nic dziwnego.

William Parker

William Parker
Nie skomentował tego, jak to podjebała mu motor. No dobra, tak skomentował:
- Zwrócił przynajmniej na ciebie uwagę.
Wzruszył ramionami.
- Za dużo to i ja nie wiem. Siedziałem ostatnie dni albo u Betty. Burza to mnie nie było w domu, a tak to u siebie - przyznał. Być może posiadanie laski niezbyt mu się podobało i odejmowało mu świetności, o jakiej chwilę temu rozmawiali? - Seth na razie u mnie siedzi, bo przyczepa poszła w pizdu, ale tak co u Jima czy Clausa - nie wiem. Bolt pewnie na ciężarówce, więc... no, sam nie ogarniam zbytnio - wyjaśnił. - A muszę się dowiedzieć, gdzie są nasze sakwy, które wziął Claus chyba. I na dniach i tak nie będę zbyt dostępny...

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Chuj z sakwami i tak już wszyscy wiedzą że byliśmy w tym zajebanym Sugar Hill. - prychnęła, wywracając oczami.
- Jak to nie będziesz na dniach za bardzo dostępny? Masz na myśli te twoje kalectwo? - skinęła głową na jego nogę.

William Parker

William Parker
- Wolałbym jednak swoją broń z powrotem odzyskać i amunicję do nich - stwierdził stanowczo i pokręcił głową.
- Nie pierdol o kalectwie, bo na to się nie zapowiada, a nie chcę, żebyś mi wykrakała - powiedział dosyć szybko. - Po prostu areszt mnie czeka, więc nie będzie mnie na te trzy dni, a potem nie wiem... ogarnąć papierkową robotę naszych miejsc i rozejrzeć się za czymś nowym.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- W skrócie: wrócisz do bycia nudnym pierdzielem. - zmarszczyła śmiesznie nos i pociągnęła sporawego łyka z gwinta butelki.
- Ale to w sumie nic dziwnego. W twoim wieku... - zaczęła, a potem zarżała złośliwie, drapiąc się po policzku.
- Zaraz pewnie spojrzysz na mnie pogardliwie, zasugerujesz subtelnie, że mam zamknąć ryj i użyjesz przy tym jakiegoś słowa, którego nie będę rozumieć, a na końcu sięgniesz po papierosy. Kiedy wyczujesz, że twoja cierpliwość do mojego ciętego dowcipu się skończyła, to skapitulujesz i pójdziesz do domu, całować liczydło. Zgadłam? - uniosła wysoko brew z cwaniacką miną.

William Parker

William Parker
- Jakby ci to przeszkadzało szczególnie... - przewrócił oczami.
Kiedy Consuela wygłaszała plan działania księgowego, mając najwidoczniej pretensje do jego rutynowych czynności w niektórych sytuacjach, William wsparł policzek o dłoń tak, że właściwie trzy palce zakrywały jego usta.
- No tak, masz rację. Jesteś cholernie spostrzegawcza - przyznał, starając się nie zrobić tego w takiej kolejności, o jakiej dziewczyna wspomniała. - Ale skąd myśl, że mi się cierpliwość skończy? O tym się nie zdążyłaś przekonać? - westchnął, z bólem. - Może całuję liczydło, bardziej zastanawia mnie, skąd ty o tym wiesz - zmrużył oczy i przyjrzał się dziewczynie.
- Niemniej, za takie wnioski trudno cię nie kochać - uśmiechnął się. Dopiero wtedy zapalił papierosa i odetchnął pełną piersią.
- ...jak córkę - dodał niewyraźnie.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Wzruszyła znowu ramionami. W ogóle jej nie przeszkadzało nudne usposobienie Parkera. Przynajmniej miała sobie z czego od czasu do czasu pożartować.
Zignorowała pierwsze z jego pytań, a po drugim wypięła skromną pieś.
- Najwidoczniej albo znam cię tak dogłębnie, że znam nawet takie, mroczne zakamarki twojej osobowości, albo to mój szósty zmysł - popukała czubkiem palca wskazującego w skroń i zafalowała brewkami.
Po jego wyznaniu uśmiechnęła się, a słysząc drugą część zdania wywróciła oczami.
- Dobrze wiedzieć, papo.

William Parker

William Parker
Pewnie jakby powiedziała na głos, że ma z czego żartować, to by się obraził!
- Dogłębnie? - powtórzył. - Okej, to zabrzmiało dziwnie - może i Parker był nudny, poważny i flegmatyczny, ale każdemu zdarzało się mieć głupie, jak u nastolatka, myśli. NAWET takiemu księgowemu.
- No, no. Możesz poszczycić się pełną rodziną - parsknął, nie mając nic złego na myśli. - Dziadkowie, ojciec, wujostwo, rodzeństwo... - dopił alkohol i spojrzał na zegarek. Tak jakby szybko się zreflektował, że powiedział niby za dużo albo uznał, że już za bardzo przeszkadza Consueli. Ot, taka myśl w nim się pojawiła.
- Zaraz cię zostawiam, byś dokończyła... cokolwiek, w czym przeszkodziłem.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Consuela zmarszczyła brwi.
- Czyżby za twoimi uszami skrywały się od czasu do czasu brudne myśli? O kurcze, Willie. Cóż ta twoja laska z ciebie uczyniła? - osuszyła butelkę, która zaraz znalazła się na podłodze.
- Taką rodzinę to o kant dupy można... - westchnęła, a kiedy Parker zasugerował, że sobie pójdzie, dziewczyna jedynie pokiwała głową, nie chcąc go zatrzymywać.

William Parker

William Parker
- No widzisz. Wbrew pozorom też mam jakieś potrzeby i inne zachowania - zaśmiał się, wciągając zaraz powietrze. Na słowa dziewczyny ni westchnął, ni parsknął.
- Trzeba docenić rodzinę, jaka by ona nie była, Cons - zaczął, podnosząc się powoli. - Nawet jeśli nie znasz wszystkich wszystkich członków, którzy do niej przynależą i nie wszyscy noszą kurtki - mrugnął do Cruelli.
- Pamiętaj o telefonie na kartę i do zobaczenia za jakiś czas - powiedział i skierował się do wyjścia ze swoją sztywną laską.

/zt

Sue Baker

Sue Baker
/24.08.2013, popołudnie/

Minęły prawie dwa tygodnie, odkąd Baker oberwał kulkę. Zapewne z tydzień przeleżał w szpitalu, z początku ciesząc się anonimowością. Później odwiedziła go Betty Jou, z dokumentami, ubezpieczeniem i alibi. I prawnikiem. Trzeba przyznać, że był pod wrażeniem. Z pewnością nie każdy mógł liczyć na takie poświęcenie ze strony swojej kobiety. Dzięki temu, jeśli odwiedziła go policja, gadkę miał przygotowaną.
No bo przecież, że był niewinny! Niewinny niczym dzieciątko Jezus.
Z ulgą jednak przyjął wiadomość o możliwości wypisu ze szpitala i tak oto wylądował u Betty Jou, z córką i wnuczką. W zasadzie, to nie miał wielkiego wyboru, bo tornado zmiotło jego przyczepę całkowicie i doszczętnie. No, nie ukrywał, że ta wiadomość go zasmuciła. Niby to zaden luksus nie był, ale no kurwa.
Ale ileż można leżeć w łóżku, jak jakaś kaleka? No po dziesięciu dniach to już można ocipieć. Zatem zaopatrzony w kule zaczął od chadzania po domu. Potem po ogrodzie. Z początku było ciężko. Bolało. Ledwo się czołgał. No, ale w takim stanie to gówno zdziała, a P musieli zapłacić. Słono zapłacić. To wystarczająca motywacja, by wrócić do formy.
Tego popołudnia poprosił Sally, by wybrała się z nim na spacer. Ona z wózkiem, on obok, wspierając się na kulach. Krzywił się, gdy ból bardziej doskwierał, ale nie narzekał głośno. Zaszli dość daleko (jak dla kogoś, kto ledwo chodzi), a on oczywiście nie zamierzał się przyznać, że nie ma siły iść dalej, ani wracać. Boże, był żałosny.
Zbliżali się właśnie do domu Ramirez. Myślał chwilę, rozważał, w końcu zdusił w sobie dumę i postanowił.
- Muszę coś załatwić, Sally - powiedział zmęczonym tonem. - Nie czekaj na mnie, odpocznę, to dam radę wrócić sam.
Może bez większego przekonania, Sarah w końcu zgodziła się zostawić go samego, cokolwiek zamierzał zrobić. Baker doczłapał do drzwi i zapukał, z ciężkim westchnieniem opierając się o framugę.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
"...dojechali do Kartuz. Celina Rosenberg, wraz ze swoją siostrą - Gabrielą. Z fałszywymi dokumentami, fałszywym nazwiskiem, z nadzieją, że uda im się uniknąć losu swoich rodziców, którzy zginęli, spaleni Żywcem przez Niemców. Gabriela miała nadzieję, na to, że Kaszuby będą dla nich azylem, w którym będą mogły ukrywać się aż do końca wojny. Celina jednak z całego serca pragnęła zemsty. Zemsty na generale Schkitelz, który przyłożył dłoń do tego, że teraz siostry były same na świecie".
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Consuela pospiesznie zapisała swojego posta.
- No już właź kuternogo. Przecież wiem, że to ty. Mam tylko nadzieję, że tym razem będziesz czuł się już wystarczająco lepiej, by zrobić ze mną coś szalonego. Kiedyś się zanudzę w twoim towarzystwie, dziadku. - oświadczyła, będąc stuprocentowo pewna, że to Willie ją własnie odwiedza. W końcu tylko on to ostatnio robił.

Sue Baker

Sue Baker
...Okej. To, co Baker usłyszał zza drzwi, trochę zbiło go z tropu. Może wyssana z palca historyjka Betty Jou miała jednak jakieś podstawy? Chwilę jeszcze się wahał, po czym nacisnął klamkę łokciem. A może ona była przekręcana? To musiał odłożyć jedną z kul na chwilę. Tak czy siak, wkulał się do środka, zatrzaskując za sobą drzwi butem.
Stanął u wejścia do salonu i spojrzał na Consuelę, która zapewne siedziała rozwalona na kanapie.
- Nie wiedziałem, że fantazjujesz o robieniu ze mną szalonych rzeczy, Ramirez - rzekł chrypliwie, usiłując stanąć tak, żeby przestało go boleć. Niezbyt mu wychodziło.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Hehehe, no i co sobie pochlebiasz. Myślisz, że jak jesteś ładny jak z jakiejś reklamy prezerwatyw, to ja od razu... - jednak ten Will coś nie brzmiał podobnie do Willa. Consuela odwróciła się i widząc Bakera zgłupiała całkowicie. Co on tu robił? Nie dość, że jej w końcu pewnie nienawidził, to jeszcze ledwo trzymał się na nogach. Może i jej sercem ścisnęła empatia, jednak Baker nauczył ją, by mu nie ufała. Może to kolejna jego zagrywka, że tu przychodzi.
- No i co, Sue. Masz dziś dla mnie kolejną niespodziankę? Ja może fantazjuje na temat szalonych rzeczy, jednak ty za to słyniesz z tego, że wprowadzasz swoje w życie. - mruknęła, marszcząc brwi.

Sue Baker

Sue Baker
Uniósł brwi. No tak, w końcu dość dawno nie rozmawiał z Consuelą, zdążył zapomnieć jaka była złotousta. Ale w sumie... No był piękny, szczerze w to wierzył. Oczywiście, dwadzieścia lat temu prezentował się lepiej, ale hej, wciąż dawał radę.
W końcu raczyła się obrócić. Wyraz jej twarzy sugerował spore zaskoczenie. Wysłuchał jej, zauważając zmianę tonu, po czym westchnął i odezwał się po chwili wahania:
- No bo ten - odchrząknął. - Ostatnio na obiad mieliśmy fasolkę po meksykańsku... I tak sobie pomyślałem o tobie - przestąpił z nogi na nogę, marszcząc brwi, gdy dźgnęło go w pachwinie. Wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale jakoś nie mógł wydusić.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Consuela zmarszczyła mocno brwi, kiedy ten powiedział o fasolce. Jej twarz przybrała nagle kamienny wyraz. Między nimi żarty się już dawno skończyły.
- Fasolkę po meksykańsku.... - mruknęła, po czym prychnęła lekko pod nosem. - Wzdęcia ci tak nagle o mnie przypomniały? I co, przyszedłeś tutaj po to, by urządzić mi w domu Auschwitz? - zapytała tak poważnym tonem, że jej prostacka metafora wydawała się trochę mniej prostacka.
Zaczerwieniła się ze złości, może ze strachu, kiedy ten nagle zamilkł. Czekała jednak cierpliwie, trochę bojąc się tego, co może zaraz usłyszeć.

Sue Baker

Sue Baker
Nie skomentował wzdęć, a wzmianka o Auschwitz znów zbiła go z pantałyku. Milczał jak zaklęty, obserwując zmiany, jakie przechodziły przez twarz Consueli, zaciskając przy tym nerwowo zęby. I wreszcie się odezwał, równie poważnym tonem:
- Nie. Przyszedłem cię przeprosić - słowa zawisły głucho w powietrzu, a Baker miał taką minę, jakby sam nie dowierzał, że to powiedział.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 26 z 40]

Idź do strony : Previous  1 ... 14 ... 25, 26, 27 ... 33 ... 40  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach