Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Dom Williama Parkera - obecnie: Consueli Ramirez

Idź do strony : Previous  1 ... 15 ... 26, 27, 28 ... 33 ... 40  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 27 z 40]

William Parker

William Parker
First topic message reminder :

Dom jest niewielki, wybudowany z gotowych materiałów. Ściany są wypełnione gąbką lub styropianem, nie ma tu mowy o porządnej izolacji. Dach często przecieka, w czasie upałów wewnątrz nie da się wytrzymać a klimatyzacja działa wątpliwie. Podczas chłodniejszych dni robi się naprawdę zimno i trzeba ratować się piecykiem elektrycznym.
Budynek ma tylko jedno piętro. Wewnątrz znajduje się kuchnia i łazienka oraz dwa średniej wielkości pokoje. Dom jest pomalowany na piaskowy kolor.
Na podwórku znajduje się podjazd.
+ później będzie dodatkowy opis
Od 28.05.2013 dom jest własnością Consueli Ramirez.


Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Teraz to Baker zbił Consuelę z pantałyku. Kompletnie. Szef gangu motocyklowego (do którego najpierw tak desperacko próbowała się dostać, a potem tak desperacko w nim utrzymać), stał właśnie przed nią, skruszony, ze słowami przeprosin na ustach. Z początku zastanawiała się, czy to przypadkiem znowu nie jest jakiś przekręt. Milczała przez chwilę, widząc ile wysiłku zajmuje Bakerowi po prostu stanie tutaj przed nią.
- Dios mio, Jezu, Baker, ty weź może usiądź. - poderwała się z miejsca w pospiechu, podchodząc do niego i ciągnąc go na kanapę, by tam spoczął.
- Zaraz ci przyniosę wody, na pewno ci słabo... to pewnie dlatego, że ci z tego bólu krew nie dopływa do mózgu... - zaczeła spełniać się pielęgniarsko, nalewając schłodzonej w lodówce wody do wysokiej szklanki, po czym podbiegła do Bakera, mu ją potem wręczając.
- To na pewno dlatego nawet nie wiesz, biedaku, co mówisz... - podniosła dłoń do ust, stojąc nad mężczyzną i przyglądając się mu ze zmartwieniem.

Sue Baker

Sue Baker
No tak, stał i czekał na jakąś reakcję, ale nie sądził, że Consuela będzie aż tak... poruszona. Nie mógł znaleźć innego określenia na jej poderwanie się z miejsca i skakanie naokoło niego. Może trochę trwało, nim jej trybiki przeskoczyły i zrozumiała, co powiedział?
Z wdzięcznością jednak spoczął na kanapie, odkładając kule na bok. Kiwnął głową w podziękowaniu za szklankę wody i upił parę łyków. Opuścił naczynie na kolana i podniósł wzrok na Consuelę. Po chwili usta wygięły mu się w lekkim uśmiechu, skrywanym pod wąsem.
- Wiem, co mówię, Ramirez. Mam nadzieję, że przyswoiłaś, bo nie zamierzam powtarzać.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Zamrugała kilkukrotnie z tępym, cielęcym spojrzeniem. Wyglądała tak, jakby wciąż nie rozumiała.
- Ale co przyswoiłam? Nie rozumiem. - ...i tak też brzmiała, mimo iż tak naprawdę doskonale wiedziała co powiedział. Chciała po prostu, żeby to powtórzył. Najlepiej głośno i wyraźnie. Jeszcze lepiej, jakby dał się nagrać telefonem na wideo, potem pozwolić Consueli wrzucić jego poruszające oświadczenie do neta z tą piosenką w tle.

Sue Baker

Sue Baker
Kąciki ust drgnęły mu nieznacznie, a Baker pokręcił głową.
- Consuela! - rzekł ostrzegawczo. Nie, nie powtórzy. Powiedział dostatecznie głośno i wyraźnie za pierwszym razem. Upił parę łyków wody i rozejrzał się po pokoju.
- Już przepiłaś swoje ubezpieczenie, że cię nie stać na wstawienie szyb? - zagadnął, wskazując brodą na zaklejone folią okna.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- No co. Nie usłyszałam. Serio... bo akurat w tym momencie... zamyśliłam się. TO po co tu do mnie przyszedłeś? - walczyła dalej, mając nadzieję, że mężczyzna jednak powtórzy to magiczne słowo. W końcu chyba tyle mógł dla niej zrobić.
- Nie po prostu... - zaczęła w odpowiedzi na jego pytanie i skrzywiła się na widok swoich niedbale oklejonych okien. Cholera, nie miała żadnej wymówki.
- Po prostu mi się nie chciało. - odparła w końcu beztrosko, może z minimalnym wstydem, wzruszając ramionami. W końcu usadziła swoje dupsko obok Bakera, wpatrując się w niego jak w obrazek święty.
- No, powiedz to. - zaczęła naciskać, już nieco bardziej bezpośrednio.

Sue Baker

Sue Baker
- Pochłonęły cię rozmyślania o Auschwitz, huh? - zakpił, chociaż niespecjalnie dotkliwie. Za bardzo się zmęczył. No i nie po to przyszedł, żeby zaraz znów zacząć się z nią kłócić.
Pokiwał głową, rozbawiony jej szczerością. Rozsiadł się wygodniej na kanapie i przymknął oczy. Przejście kilkunastu przecznic do domu wydawało mu się teraz podróżą godną Ulissesa. Przechylił głowę i wbił wzrok w Consuelę.
- Nie ośliń się z wrażenia, Ramirez. Nie powiem. Jesteś gorsza od przedszkolaka - westchnął, chociaż nie wiedział, jakie teraz są przedszkolaki. - W zasadzie... Będę się zaraz zbierać. Nie chcę przeszkadzać ci w, hm, opierdalaniu się.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Nie. - oznajmiła, chwytając go nagle za nadgarstek. Może i by dalej mu marudziła, jednak doskonale wiedziała, że skończy się to na niczym. Najważniejsze, że zdawała sobie wyraźnie sprawę po co dzisiaj zawitał do niej Baker. W końcu mogła przestać go nienawidzić. Nienawiść była w końcu przecież taka męcząca. Trochę zrobiło jej się głupio przez sekundę, jednak postanowiła to pierdolić i dać się ponieść przygodzie.
Przytuliła się do niego. Nikt w końcu nie widział i mogło to śmiało zostać ich sekretem. Nie chciała być w końcu brana za miękką fajurę. Niestety bywała miękką fajurą.
- Wybaczam ci. - oznajmiła podniośle, jakby była właśnie Papieżem i odprawiała mszę w dniu Bożego Narodzenia na posiedzeniu episkopatu.

Sue Baker

Sue Baker
- Co nie? - spytał zdziwiony. Chciał pytać dalej: nie - Auschwitz, nie - przedszkolak, czy nie - nie ma się zbierać?
- Och - mruknął, gdy Consuela się do niego przytuliła. Prawdopodobnie było to dla niego takim zaskoczeniem, jak dla niej jego przeprosiny. Po chwili wahania wyciągnął ramiona i ją objął. Parsknął pod nosem, kiedy tak pompatycznie ogłosiła wybaczenie.
- Dzięki, młoda - powiedział i poklepał ją po gęstej czuprynie. - ...To chyba jednak fantazjujesz - zarechotał po chwili wymownie, jeśli Consuela nie zamierzała się od niego odklejać zbyt szybko.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Miała się już od niego odkleić, z poczuciem jakiegoś tam zmieszania, kiedy ten walnął tekstem o fantazjowaniu.
- Nie. Teraz ja wprowadzam swoje fantazje w życie. - powiedziała mu w w koszulkę, już pewnie przepoconą i śmierdzącą, ale nie to się liczyło w tym momencie. Teraz najważniejsze było żywe, głębokie uczucie Consueli, które właśnie w sobie odkryła. Uczucie, które okazało się być tak silne, że ledwo potrafiła sobie z nim poradzić. Uczucie, które pewnie od dawna wypierała z głowy. No bo przecież to nie wypada - zwłaszcza komuś takiemu jak ona.
Żołądek ścisnął jej się w pętelkę, a ona czuła to tak bardzo jak nigdy. Czuła, że zaraz rzygnie tęczą. Dlatego w końcu odsunęła się od Bakera, czując się trochę nieswojo.
- Może to zostać między nami? - zapytała, trochę nieśmiało, drapiąc się w nos. - To... co tu przed chwilą zaszło? Wiesz... dosyć długo pracowałam na wizerunek twardzielki... - odchrząknęła niepewnie.

Sue Baker

Sue Baker
No więc jednak fantazjowała, chciał powiedzieć, ale najwyraźniej Consuela była taka zaaferowana wprowadzaniem fantazji w życie, że w ogóle do niej nie docierało, co mówił.
- Okej - mruknął więc tylko, pozwalając jej dalej tkwić w tej pozycji, podczas gdy on w pół świadomie gładził ją po nieokiełznanych kłakach. Kiedy w końcu się wyprostowała, zabrał rękę i szczerze zaśmiał.
- Jasne - chyba, że zostanie zmuszony do wykorzystania tego przeciwko niej. Chociaż nie wiedział w tej chwili, jak to miałoby jej zaszkodzić. Baker zrobił poważną minę i pokiwał głową.
- Tak, tak... dorównujesz niemal Schwarzeneggerowi w tym zgrywaniu twardzielki, żal to zaprzepaścić. - Milczał chwilę. - To jaką fantazję wprowadzałaś teraz w życie? Wykorzystanie mnie jako poduszki?

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Żebyś wiedział, kurwa. - mruknęła, po jego ironicznym spostrzeżeniu, a kiedy zapytał jaką fantazję przed chwilą wprowadzała w życie, ta wzzruszyła ramionami.
_ chciałam sprawdzić, czy już kopie. - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. Tak naprawdę wierzyła, że po przyjęciu do gangu zaprzyjaźniła się z Bakerem. Czy tego chciał czy nie chciał, stał się dla niej wzorem i kimś bliskim. To, że był dla niej czasem niesprawiedliwy i chętnie jej sprzedawał zjeby było oczywiście ściąganiem jej na ziemię, jednak Consuela wierzyła szczerze w jego przeprosiny. W końcu nimi nie szastał. Dlatego też przyjęła i naiwnie wierzyła, że będzie jak dawniej. jak dawniej, w sensie od momentu już po zamknięciu w chłodni, do momentu wpierdolu w Heaven's.

Sue Baker

Sue Baker
Usta Bakera drgnęły w tym samym momencie, co ręka. Najwyraźniej go świerzbiło, żeby sprzedać jej kuksańca przez łeb, ale się powstrzymał. Toteż poklepał się tą ręką po brzuchu.
- Tak, tak, rośnie jak na drożdżach - przyznał.
Sięgnął po szklankę, dopił wodę i dźwignął się trochę na kanapie, jakby przymierzając do wstania. Ale coś mu się jeszcze przypomniało:
- Powiedz mi, Ramirez, że nie śpisz teraz z Parkerem - spojrzał na nią podejrzliwie. W sumie wątpił, by księgowy na to poszedł, ale sądząc po zaproszeniu, jakie mu dziś zgotowała... Z Consuelą nigdy nie wiadomo!

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Consuela zmarszczyła brwi po pytaniu Bakera. Być może poczuła się minimalnie urażona.
- A co ja, kurwa, jestem, wyzwolona Warszawa w 45? Myślisz, że sobie tak was wszystkich obskakuje po kolei? - pokręciła głową, dając Bakerowi wyraźnie do zrozumienia, że nie.
- Łajdaczę się tylko z tymi których... - nabrała głośno powietrza do ust. - Tylko z Maro. I to dawno temu. - nie mówiła nic o Clusterze, gdyż był to dla niej wybitnie upokarzający wątek.
- Nie, nie śpię z Parkerem. Parker jest homo. - oświadczyła, bez ogródek dzieląc się z Bakerem swoimi przypuszczeniami. Chociaż chyba nie powinna, bo tak się własnie rodziły plotki.
- A co ty w ogóle się pytasz, co. - pytała tonem małoletniego dresika, krzyżując ręce na piersi. - Zazdrosny? - zafalowała brwiami.

Sue Baker

Sue Baker
- Nie, po prostu zacząłem się zastanawiać, czy jednak nie powinnaś przenieść się na stałe do Heaven's - odparł luźno, wzruszając ramionami.
Złapał za kule i dźwignął się na nogi. Ech. Taka daleka droga.
- Mam nadzieję, że nie pakujesz się w kłopoty - rzekł tonem surowego ojca, po czym zaczął kuśtykać do wyjścia.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Ale z ciebie kutas. - oznajmiła, rozkładając aż ręce z tego wszystkiego.
- Wiem, że jestem jedyną osobą w tym miasteczku, na której zbiłbyś w tym biznesie MILIONY - gadać sobie przecież mogła i tak się nikt nigdy nie dowie - ...ale mam nadzieję, że ta sugestia pada od ciebie ostatni raz. - warknęła. Miała zaproponować podwózkę, trochę jej się odechciało, ale aż żal było patrzeć jak tak się czołgał, jak jakaś dżdżownica z dałnem do tych drzwi, zdążając się już pewnie z trzy razy zasapać.
- No przecież cię, kurwa, podwiozę. - westchnęła, uderzając dłońmi o uda i wywracając oczami.
- Ja wiem, że nordic walking jest ostatnio popularny wśród emerytów, ale tobie już chyba starczy. - i ona potrafiła dosrać. I uśmiechnąć się łobuzersko po wszystkim, mając nadzieję, że jej urok osobisty sprawi, że Baker doceni jej ripostę.

Sue Baker

Sue Baker
- Wiem - rzekł, obracając się do niej. - Ja też bym chciał, żeby twoje niewybredne odzywki były ostatnimi, ale oboje wiemy, że nie potrafisz się powstrzymać - westchnął.
Wpatrywał się w nią przez chwilę, by w końcu unieść brwi na wzmiankę o emerytach i nordic walkingu.
- Od siedzenia na kanapie mi się nie polepszy. Ale dzięki za propozycję, doceniam - pokiwał głową. - Do zobaczenia, młoda - pożegnał się i pokulał do wyjścia. Tak naprawdę nie był pewien, czy da radę usiedzieć na motocyklu.
Uderzyło go popołudniowe słońce. Wsunął okulary na nos i ślimaczym tempem skierował ku zachodniej części miasteczka.

zt

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
/26.08.2013/popołudnie/z warsztatu/

Po uporządkowaniu warsztatu, Consuela przybyła do siebie, z worem upchanym tablicami z fałszywymi numerami i tymi z kradzionych aut. Nie mając za bardzo pomysłu co z nimi zrobić, chwyciła za szpadel, wykopała dziurę za swoim domem i zasypała piaskiem worek. Po skończonej pracy otarła pot z czoła, dochodząc do wniosku, że zasłużyła na pizzę, zimną colę, odcinek Tańca z Gwiazdami i wymianę paru postów na Starej Kiszewie.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
/spod Vivy/27.08.2013/poranek/

Razem z Harrym dokulali się do domu młodej Ramirez. Spacer w pełnym słońcu, pieszo, na dodatek taki kawał drogi nie był niczym przyjemnym. W każdym razie dziewczyna nie potrzebowała kluczy, by dostać się do domu, gdyż jej dom od pewnego czasu był ruiną. W każdym razie szczerze wierzyła, że jej karty płatnicze leżą gdzieś na komodzie, albo w szufladzie. jeśli nie - była w totalnej dupie. Mogła wcześniej pomyśleć o remoncie.
Weszli w każdym razie do środka, po czym dziewczyna od razu wskoczyła pod prysznic, dając sobie pierwszeństwo z powodu wcześniejszego obrzygania jej przez Harry'ego. Po pół godziny wyszła spod niego, czując się już trochę lepiej, w samych gaciach i luźnej koszulce z napisem Kill Bill (hehehe). Jeśli Harry był gejem, to na widok chudych półdupków Consueli powinien właśnie przestać nim być.
Pokierowała Brighta do łazienki, zaparzyła rumianku, włączyła na spotifaju listę 'Hungover Friendly', usiadła przy kuchennym stoliku i w końcu dotarła do niej straszna rzecz. Zalała się łzami. Była uboga. Straciła wszystko, w jedną noc. Czuła się jak ofiara Las Vegas w Old Whiskey.

Harry Bright

Harry Bright
Popatrzył po ruinie domu ze współczuciem, ale było mu absolutnie wszystko jedno, byle by prysznic działał.
- Bardzo przytulnie.
Otrzepał kanapę z piasku i usiadł czekając na wolną łazienkę.
Harry się skrzywił gdy Conuela wyszła z łazienki.
- Ubierz się, a nie goła chodzisz. Wstydu nie masz... a nie co ja mówię, oczywiście, że nie - sam wstał i został praktycznie wrzucony pod prysznic. Włączył wodę i był w absolutniej ekstazie. Ustaprzestały przypominać mu popielniczkę i zaczął zeskrobywać z siebie całe wczorajsze upodlenie. Wyszedł z pod natrysku czując się już bardziej na człowiek. Założył z obrzydzeniem wczorajsze majtki i spodnie. Przyjrzał się dłuższą chwilę koszuli po czym jednak założył ją tez na siebie, mimo, że czuł się jak ostatni żul.
Poszedł do kuchni znęcony zapachem rumianku.
- Eee... Masz może jakieś skarpety albo za duże papcie? - zapytał a potem zauważył, że czupakabra ryczy. Podszedł i położył rękę na głowie jak na dobrego dobrego tatusia przystało.
- Hej, co jest? Nie płacz. Pij ziółka.

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
- Zdejmuj te szmaty, Colin. Przecież wyglądasz, jakbyś przed chwilą przemierzał śródziemie, czy Bagna Śmierci. - powiedziała, pospiesznie ocierając wodospady z twarzy (Niagara, Yosemite, Wodogrzmoty Mickiewicza...!), kiedy mężczyzna wyszedł z łazienki. Zaraz po tym, jak pogłaskał ją po kudłatej głowie, poczuła się jeszcze bardziej kretyńsko i podniosła tyłek z krzesła, by zaraz potem szukać dla niego jakichś szmat, w które mógłby tymczasowo wskoczyć. Chyba jednak musiał w końcu wskoczyć w Napoleona Borntoparty, gdyż to była największa koszulka jaką miała, a w tym momencie powinno być już Harry'emu wszystko jedno.
Dała mu jeszcze swoje luźne spodnie od piżamy na gumce, które zapewne na Harrym będą leżały jak legginsy. Po wszystkim wskazała mu gdzie jest pralka, a kiedy Colin zapytał co jej jest, Consuela wzruszyła ramionami. Przecież mu nic nie powie, zwłaszcza że to wszystko to była jej wina i nie powinna się nad sobą użalać.
- Jestem uboga niczym etiopska sierota, Harry. Przebimbałam wczoraj dwadzieścia kafli. - a jednak mu powiedziała, na powrót lądując na krześle i uderzając czołem o stół.

Harry Bright

Harry Bright
- Harry - powiedział automatycznie i przebrał się w to co mu dała Consuela ale tylko dlatego, że dwudniowe ciuchy były obrzydliwe. Wrzucił je do pralki.
Spodnie były raczej przylegające, tak samo koszulka. Wyglądał jak przeterminowany rent boy. Usiadł obok i napił się ciepłych ziółek.
- Dwa.. dwadzieścia? - powtórzył zszokowany i odłożył kubek.
- Niekorzystna sytuacja... masz kogoś kto ci może pomóc?

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Consuela była w głębokiej rozpaczy, czyli czuła się praktycznie jak po każdej imprezie ze swoim udziałem. Jak do tej pory każda z nich była tragiczna w skutkach. Na poprawienie sobie humoru, z markotną miną, walnęła ukradkiem Harry'emu zdjęcie telefonem, który na szczęście nie poszedł z nią na imprezę. Gdy Harry zapytał jej, czy ma kogoś, kto mógłby jej pomóc, ta wzruszyła ramionami.
- Ryszard Rembiszewski z Lotto...? - westchnęła i zamoczyła usta w rumianku, doklejając zdjęciu Harry'ego różowe wąsy w jakiejś aplikacji w telefonie.

Harry Bright

Harry Bright
Oboje siedzieli i żałowali swoich życiowych decyzji. Cóż za intensywne bongind ekspirjens.
- Wiesz, żeby wygrać, trzeba grać co nie? - zaśmiał się pusto bez humu. Ach te tatusiowe dowcipy.
- Jakąś rodzinę masz, co cię może poratować? Albo może twoi koledzy? - przejechał dłonią po morkych włosach.
Sam był w niezłej dupie, bo wczoraj przepuścił pięć kafli, stracił swój kardiganek, buty, godność i wczorajszą kolację. Nawet nie chciał myśleć o konfrontacji z Alice...

Consuela Ramirez

Consuela Ramirez
Consuela westchnęła. Na Gabrielle nie miała co liczyć, zwłaszcza, że zakładała własnie swoją rodzinę. Święci też nie srali pieniędzmi. Najwyżej poprosi Betty albo Bakera o jakąś robotę. Wszystko będzie dobrze. Jak zwykle. Prawie jak zwykle.
- A jak tam twoja żona? Z tego co widziałam wtedy, w West Markecie, to musicie się bardzo kochać. Szczęściarz z ciebie, Colin, że masz taką Bachledę-Curuś. - uśmiechnęła się lekko i złośliwie, sprytnie zmieniając temat ze swojej rodziny na jego.

Harry Bright

Harry Bright
Biedna Consuela ale za to wczoraj bawili się przednio. Chyba. Nie był pewny.
Zamrugał zaskoczony takim obrotem rozmowy. Nie miał głowy nawet do stawiania kroków prosto, co dopiero do rozmyślania o swojej rodzinnej sytuacji.
- No... - powiedział patrząc na swoje bose stopy - kocham ją. I jest ładniejsza od jakiejś Curuś, proszę cię. Ej jak długo to się jeszcze będzie prać? Masz suszarkę? - subtelnie zmienił temat.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 27 z 40]

Idź do strony : Previous  1 ... 15 ... 26, 27, 28 ... 33 ... 40  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach