Play by forum role play game - modern western in hot Arizona.


You are not connected. Please login or register

Parking przy wjeździe do parku i bar "Jackie"

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 2 z 8]

Mistrz Gry

Mistrz Gry
First topic message reminder :

Jeśli zamierzasz udać się na wycieczkę po parku krajobrazowym, to dobre miejsce by zacząć. Tutaj można zostawić samochód i dalej iść pieszo, jeśli ma się taką ochotę. Zwykle jest tu dość tłoczno, stoją tu nie tylko samochody osobowe, ale i wycieczkowe autokary.
Wychodząc naprzeciw potrzebom klientów, przy wjeździe do parku znajduje się niewielki bar, w którym obsługują zarówno rdzenni Amerykanie, jak i biali obywatele. Jest to drewniany budynek, wewnątrz ozdobiony indiańskimi wyrobami i wielkim, jelenim porożem. Jedzenie jest tu całkiem smaczne, szczególnie po całodniowej wyprawie!


Naiche

Naiche
Przez dłuższa chwilę nic nie mówił, bo nawet nie wiedział co ma powiedzieć. Dalej się nie mógł nadziwić tej logice myślenia.
- Słuchaj, po prostu zastanów się czasami. - Powiedział w końcu. - I nie wszystko kręci sie wokół ciebie, przykro mi. Niektórzy, jak im się mówi "nie" to rozumieją i chyba nie oczekuje sie od nich by odmowę traktowali jako zachęcenie do czegokolwiek.
Pokręcił głową; nie miał zamiaru komentować użalania się nad sobą, bo na głowie miał inne problemy.

Liluye

Liluye
Tak, użalała się nad sobą i wiedziała o tym. I wiedziała, że Naiche ma inne problemy i nie powinna go jeszcze czymkolwiek zarzucać, jakimiś swoimi dzikimi schizami, które, jak się okazuje, nawet nie istnieją.
- Myślisz, że powiedziałam nie? - nie patrzyła nawet na niego, wciąż z zamkniętymi oczami, oparta na kierownicy.

Naiche

Naiche
- Tak. - Odparł prosto z mostu. Naiche lubił jasne sytuację, nie znosił gdybania, ciągłego mówienia "może" i zastanawiania się.
Dlatego też tego dnia zapytał, czy jeśli nadstawi karku to coś to zmieni w ich relacjach - na co miałby sobie robić bezcelową nadzieję?

Liluye

Liluye
Zacisnęła zęby. No tak. Faceci, jasno i prosto, bo się gubią. Connor też. Na prawdę nie ma podejścia ani doświadczenia. Bo w sumie to sama prawie nie pamietała kiedy kogoś miała.
I co ma mu teraz powiedzieć? Nie wiedziała nawet. Zacisnęła dłoń na kierownicy, aż zabolały ją palce.
- Miałam na myśli, że jestem zainteresowana, ale nie wiedziałam jak to powiedzieć. - westchnęla i wyprostowała się, bo w środku zrobiło się na prawdę chłodno. Włączyła silnik, żeby zacząć grzać. Chociaż pewnie to tylko jej stres.

Naiche

Naiche
- No, to twój błąd, ze nie umiałaś tego powiedzieć. - Powiedział, otwierając drzwi samochodu. - Bo ja nie jestem po tym wszystkim już zainteresowany.
Wyszedł i trzasnął drzwiami - stary pick up zaskrzypiał.

Liluye

Liluye
Jasne. No tak. Tego się mogła spodziewać. Popatrzyła na niego przez chwilę. Potem otwarła drzwi od swojej strony i stanęła tak, ze patrzyla na niego znad dachu pojazdu.
- Chodź, chociaż cię podrzucę, bo do autobusu jeszcze trochę. - zaproponowała. Przecież go nie zostawi na zimnie. Ona zdecydowanie bardziej wolała cieplejsze klimaty..

Naiche

Naiche
Nie mogła się dziwić, ze po takich oskarżeniach Naiche nie miał zamiaru myśleć o Liluye jak o kandydatce nawet na bliską przyjaciółkę. Dała mu do zrozumienia, że w jej oczach jest zdolny do takich skurwysyńskich ruchów.
"Nie chciała żeby to tak brzmiało, nie miała zamiaru..." - gdyby nie chciała, to by nawet o tym nie myślała.
- Poradzę sobie. - krzyknął, kierując się w stronę przystanku.

Liluye

Liluye
Kurwa. Ty życiowy przegrywie. Jak już jest jakakolwiek możliwość, że coś się zmieni i nie bedziesz w tej jebanej przyczepie sama z psem, to nie. Wszystko musisz spierdolić.
Trzasnęła drzwiami, mocniej niż to było wymagane i przez chwilę siedziała w ciszy w samochodzie. Rzucała kurwami w myślach. W końcu wyjechała z parkingu, o mało nie walnęła w inny samochód i podjechała pod Naiche.
- Nie chcę rozmawiać, chce cię podwieźć, żebyś nie musiał tu stać jak ten kołek. - otwarła szybę od jego strony.

Naiche

Naiche
- Dziewczyno, nie mam ochoty z tobą jechać do miasta. Rozumiesz to? Chcę być sam! - Powiedział. - Nie chcę ci powiedzieć o jedno słowo za dużo, rozumiesz? Dlatego proszę, daj mi się uspokoić.

Liluye

Liluye
Nie odpowiedziała, zacisnęła tylko zęby i docisnęła gaz prawie do oporu. Nie wiedziała czy może to i lepiej, że tak to wygląda. Zagryzła wargę i ruszyła gdzieś na drogę, wściekła łamiąc wszelkie możliwe przepisy dotyczące szybkości. Nie wróci teraz do domu, bo tylko wyładuje się na Moirze, a to bez sensu. Dociskając gaz jeszcze mocniej zjechała w Dust Drive.

zt

Naiche

Naiche
Spojrzał na odjeżdżający samochód, ale długo nie zamierzał stać jak ten kołek na pustym parkingu. Doszedł do przystanku, ale minęło jeszcze pół godziny nim jakikolwiek autobus podjechał.
Musiał przestać się denerwować, myśleć o Liluye - teraz nie była tego warta. W głowie miał sprawy z siostrą, która miała niedługo wyjechać do Phoenix. Na co mu rozterki związane z niezdecydowaną panną?
Był zły... wściekły wręcz! Bez sensu jednak byłyby dalsze nerwy.
Wsiadł do busa, zajął miejsce na tyłach i na uszy założył słuchawki ze swojego mp3.
Tylko Jay-XYZ mógł mu teraz pomóc.
I've got 99 problems but that not nice lady ain't one

/zt

Aldo Iadanza

Aldo Iadanza
ZT ---> Dom Jacoba i Naiche
Kilkanaście godzin po wizycie u Naiche

Co mnie tu przywiodło, może pusty parking, a może słowa Naiche, może powinienem poczytać o ich historii. Chyba zasnąłem w aucie, śniła mi się kobieta, śniła mi się ona, trzymała za rękę chłopca, stała na pomoście przy jeziorze, tuż o świcie, huk strzałów i krzyk za moimi plecami wyrwał mnie ze snu, otworzyłem oczy, po czole spłynęło klika kropli potu, przetarłem oczy dłońmi.
Spojrzałem przed siebie był już świt, kątem oka rzuciłem na teczkę leżącą na siedzeniu.
- Neonaziści, park krajobrazowy, Indianie, kupę broni, a jeśli za tym stoi ktoś bardziej wpływowy, może należało by szukać gdzieś indziej, może ma coś tu powstać a sprawa z 94 była by świetną przykrywką... hm... - myślałem głośno, a może to po prostu naziści, muszą mieć gdzieś swój azyl gdzieś gdzie nikt nie zagląda nie węszy.


ZT ---> Posterunek Policji

Jonathan Harper

Jonathan Harper
// wieczór

Jon zajechał na parking swoją Impalą. Zaparkował kilkanaście metrów przed wejściem i zgasił silnik. Oparł głowę na kierownicy i wziął głęboki oddech. Nie chciał wracać nad strumień, ale nie specjalnie miał wyjście. Z resztą o wiele za późno, żeby się teraz wycofać.
Wyszedł z samochodu i rozejrzał się. Wypatrzył samochód Naiche i poszedł w jego stronę. Otworzył drzwi.
- Hej - przywitał się słabym głosem i wsiadł.

Naiche

Naiche
Naiche siedział w samochodzie; radio było wyłączone, światła także. Gdy Jonathan wsiadł, Tobias nic nie powiedział. Odczekał chwilę i spojrzał na tylne siedzenie.
- W bagażniku. - Odparł po dłuższej chwili, nie ruszając się jednak z miejsca.

Ennis Enderman

Ennis Enderman
// wieczór, z przyczepy

Wczoraj kradzież płaszcza, to dziś przyszedł czas na jego wykorzystanie. Ennis ubrał się ciepło i, tym razem faktycznie, podjechał na rowerze do parku. I tak pewnie podjadą samochodem Naiche na miejsce. Jedyny problem, jaki miał z tą całą sprawą Ennis, polegał na tym, że tak naprawdę nie wiedział, co mają dokładnie zrobić. Jonathan został przeklęty przez Onawę, a Magua ukazał się Liluye; logicznym byłoby, żeby to obydwoje "wybrańców" zajęło się dramatem zagubionych dusz. Tymczasem wyglądało na to, że Ennis też miał pomóc. Szkoda, że nie wiedział, jak.
Zaparkował rower i podszedł do GTO Naiche, gdzie spostrzegł już Jonathana, bladego jak ścianę. W sumie to Ennis mu się nie dziwił. Chłopak zastukał w szybę od strony kierowcy i pomachał Naiche, po czym wsiadł obok niego do samochodu.
- Hej - odwrócił się do Jonathana. - Ennis. Nie pamiętam, czy się w ogóle sobie przedstawiliśmy - wyciągnął rękę do patologa w geście powitania.

Jonathan Harper

Jonathan Harper
Przyjrzał się przez chwilę indianinowi bez słowa po czym kiwnął głową i już miał wychodzić gdy do samochodu wszedł jakiś młody chłopak. Pięknie. Ciekawe ile jeszcze osób wie o dzisiejszej akcji.
- Hm? A tak, cześć. Jonathan - uścisnął mu krótko rękę i wyszedł do bagażnika.
Otworzył klapę, i zobaczył płaszcz. Wziął go w ręce. Ciężkie futro, zalatujące strasznie było wypłowiałe w kilku miejscach. Włosy drażniły jego ręce.
Stał tak przez chwilę zastanawiając się co w sumie będzie musiał z nim zrobić i czy się czasem nie pomylił. Co będzie, jak nie o to chodziło staremu duchowi szamanki? Po chwili westchnął i pokręcił głową.

Naiche

Naiche
- No, to na co czekacie? Idziecie tam czy nie?
Naiche raczej nie zamierzał wyjść z samochodu.
- Jeśli sądzicie, ze JA będę szukał duchów, to się grubo mylicie. - Pokręcił głową. - Zdobyłem płaszcz, reszta to wasza robota, białasy.

Ennis Enderman

Ennis Enderman
Ennis mrugnął pospiesznie. Że co? Obejrzał są do tyłu na wejście do parku. Kurwa, przecież był tam tylko raz! Do tego poprzednim razem była z nimi Liluye, która park znała jak własną kieszeń.
- Nasza sprawa? A co się stało z tymi wszystkimi tekstami, że to wasze, indiańskie duchy? - pokręcił głową z niedowierzaniem. To chyba nie na to się pisał.
Nie czekając na odpowiedź Naiche (ostatnio zachowywał się jakby miał kij w tyłku; Ennisowi nie chciało się mu go z niego wyciągać, niech Lola się tym zajmie), chłopak zwrócił się do Jonathana:
- Mam nadzieję, że masz jakąś mapę gór. Jeśli mam ci pomóc, to będzie nam naprawdę potrzebna.

Jonathan Harper

Jonathan Harper
Jon uśmiechnął się tylko kątem ust, ale nie skomentował słów Naiche. Spodziewał się tego, w końcu dlaczego indianin miałby się mieszać jeszcze bardziej. Obszedł samochód i kiwnął głową na pożegnanie. Spojrzał na Ennisa i wyciągnął swoją wyświechtaną mapę pokazując chłopakowi.
- Chodź, jedziemy moim samochodem. - i skierował się w stronę Impali.
Wrzucił futro na tylne siedzenie i siadł za kierownicą, czekając aż chłopak go dogoni.

Ennis Enderman

Ennis Enderman
Ennis popatrzył się jeszcze raz na Naiche, który nadal miał minę jakby zjadł porcję grysiku, wzniósł oczy do nieba i poklepał kumpla po ramieniu.
- To do zobaczenia. Dam potem znać, czy żyjemy, wodzu - prawdę powiedziawszy, Ennis był trochę obrażony za tych "białasów".
Zarzucił sobie plecak na jedno ramię i ruszył do samochodu Jona. Usiadł na miejscu pasażera i rozłożył mapę, która wcześniej pokazał mu patolog.
- No tak, to najpierw nad strumień. Masz jakieś pomysły, jak to rozwiązać?
Ennis miał jeden, ale wolał poczekać na to, co sam zainteresowany ma do powiedzenia.

Naiche

Naiche
Naiche odparł tylko, ze bezie tu na nich czekać, a jeśli nie wrócą za dwie godziny - to pojedzie nad strumień. Rozsiadł się w fotelu, splótł ręce na piersiach i... uciął sobie drzemkę.
Prawdziwy bohater!

Możecie wybrać się do dowolnej lokacji w parku, zostawiając tu do niej link.

Jonathan Harper

Jonathan Harper
- Nie - odpowiedział krótko kręcąc głową z neutralnym wyrazem twarzy. Bo i nie miał żadnego planu.
- Zanosimy futro nad strumień a co będzie dalej to Wielka Improwizacja - wzruszył ramionami. Odpalił silnik i wskazał na mapę.
- Mów mi jak jechać - i ruszyli.

2x zt --> północny szlak

Liluye

Liluye
/main road

Wysiedli z autobusu i Lil skierowała się do Jackie. Weszli do środka i kobieta wybrała sobie miejsce przy jednym ze stolików. Od razu wzięła do ręki kartę dań, ale odłożyła ją po chwili. Nie chciała wydawać więcej pieniędzy na rzeczy, które nie są jej potrzebne.
- Czemu opuszczasz pracę?

Delshay

Delshay
Zamówił dwie herbaty i duże frytki. Nie miał pomysłu na wyrafinowane dania więc takie coś powinno wystarczyć.
-Jakoś tak. Mówiłem, że jestem nieodpowiedzialny.

Liluye

Liluye
Docukrzyła sobie herbatę, szczodrze, jak to ona.
- Masz prawie trzydzieści lat, Del. Tak się za długo już nie da. - westchnęła, podjadając mu frytkę i nawet się nad tym nie zastanawiajac.
- Masz jakieś plany.. Ogarnać się?

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 2 z 8]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach